Robert Cichy – „Dirty Sun” (recenzja)

Głośno i brudno.

2020.07.06

opublikował:


Robert Cichy – „Dirty Sun” (recenzja)

fot. mat. pras.

Drugą, bardzo udaną solową płytą Robert Cichy próbuje wykroić dla siebie mały kawałek z rodzimego, blues-rockowego tortu. I nie przeszkadza mi, że ta nasza „scena” to tak naprawdę żadne wielopiętrowe ciacho , ale raczej… mała babeczka. Świeża, pyszna muffinka. Przy jej wypieku palce maczali Sosnowski, Organek oraz John Porter i Nergal na „pierwszym” krążku Me And That Man. Teraz kawałeczek uszczknął z niej Cichy, który równie dobrze, co poprzednicy, czuje korzenne, amerykańskie granie. A w dodatku interpretuje je na swój własny, atrakcyjny sposób.

Sprawdź też: Urodzinowy teledysk Roberta Cichego

Na „Dirty Sun” 40-letni gitarzysta, sideman, kompozytor utworów dla innych artystów, ale również solowy autor (zadebiutował autorskim krążkiem „Smack” w 2018 roku), czerpie garściami z tradycji amerykańskiego bluesa. To ziemia już dawno odkryta, dlatego nie cierpię muzyków-napinaczy, którzy biorą udział w nieoficjalnych mistrzostwach bycia bardziej „korzennymi”, niż Django Reinhardt, Johnny Cash, czy Bob Dylan. Nie trawię takiego ślepego kopiowania. A jeśli już ktoś sięga po bagiennego blusa rodem z delty Mississippi to chcę, żeby mnie zaskoczył. Żeby zrobił jakiś stylistyczny skok w bok, oszukał mnie jakimś nieoczywistym rozwiązaniem rytmiczny, może wplótł w całość coś swojego, a najlepiej zahipnotyzował klimatem. I choć może Cichy nie nagrał płyty-pomnika, to na „Dirty Sun” często pozytywnie zaskakuje mnie on nie tylko swoją mistrzowską grą na gitarze i innych „strunowcach”, ale również niebanalnymi pomysłami. Oraz zestawem gości.

Na drugiej solówce Roberta zameldowała się mała, ale bardzo zacna grupka artystów, którym z gospodarzem stylistycznie bardziej (Sosnowski, Mrozu), lub mniej po drodze (Kasai, Rahim). Zabierając w „Posłuchaj” wspólną, muzyczną podróż Sosnowskiego, Cichy dobiera sobie kompana od frazy i brzmienia, co owocuje mięsistym, gitarowym blues-rockiem dla fanów gatunku. Ja wolę jego duet z Mrozem, który nie od wczoraj jest królem rodzimego, brudnego, białego soulu (szantowo-country’owa i… pijacka „Jedna noc”). Całkowicie zaskakuje natomiast – pozytywnie! – udział w tym przedsięwzięciu Rahima z Paktofoniki. Kiedy słuchałem pierwszy raz ich wspólnego „Rebelianta”, jakoś od razu przyszedł mi na myśl Everlast. A przecież również „Piach i wiatr” ma ten sam, southernowy klimat. Chyba najfajniejsze jest jednak to, że na nowej, bardzo dopracowanej i świetnie wyprodukowanej płycie Cichy przekonujący jest zarówno w męskim, mocniejszym (muzycznie i tekstowo) wydaniu – jak w „Siedem” (słychać tu trochę Lipali), czy wspomnianej „Jednej nocy”. Ale polubicie go również w bardziej lirycznej odsłonie (duet z Kasai w balladowej „Urwanej melodii”).

– Pierwszym działaniem, jakie podjąłem przy pracy nad nową płytą było wymyślenie tytułu albumu. Te dwa słowa – Dirty Sun – powstały, zanim skomponowałem pierwszą piosenkę na ten krążek. Zatem było to inne, od zwyczajowego, działanie – kiedy tytuł wybiera się po napisaniu utworów i tekstów. Dirty Sun to słowa, którymi określam to co dzieje się na świecie, stan planety, społeczeństwa. Jesteśmy w jakimś dziwnym momencie, w którym jest dużo brudu i jednocześnie słońca. Tym tułem wyznaczyłem sobie myśl przewodnią tego, co chciałbym wyrazić nowym albumem. Teksty, muzyka, czy samo brzmienie płyty ma w sobie trochę brudu, niedoskonałości, ale również takich prostych, jasnych przemyśleń jak „Seize the Day”, czyli „Chwytaj dzień” – mówi Cichy. Ja lubię ten brud najbardziej chyba w post-grunge’owym „Androidzie”, przypominającym brzmienie Alice In Chains, a może nawet Temple Of The Dog. Słychać go również w diametralnie różnym, najbardziej „bagiennym” w tym zestawie „Manitu”. To chyba najlepszy utwór i w dodatku taki, który śmiało mógłby znaleźć się w czołówce „Detektywa”, „True Blood” i (nomen omen) „Potwora z bagien”. Czy innego serialu, którego akcja dzieje się na mokradłach Luizjany.

PS. Album „Dirty sun” otwiera utwór „Seize the day”, który jest drugim singlem promującym album. Powstał do niego nietypowy klip, inspirowany miłym zbiegiem okoliczności – termin premiery płyty jest również dniem 40. urodzin Cichego. Z tej okazji od zaprzyjaźnionych artystów popłynęły życzenia dla Roberta. I to one tworzą wizualną stronę klipu. Teledysk-niespodzianka w pewnym sensie dokumentuje obecny czas, kiedy wszelkie świętowanie musi przybrać inną formę. Twórcą klipu jest Mariusz Mrotek, a teledysk powstał w tajemnicy przed Robertem, który klip ten po raz pierwszy zobaczył po publikacji na YouTube.
Artur Szklarczyk
Ocena: 4/5

Tracklista:
1. Seize The Day
2. Android
3. Jedna Noc Feat. Mrozu
4. Piach I Wiatr
5. Let Us Sing
6. Urwana Melodia Feat. Kasai
7. Siedem
8. Posłuchaj Feat. Sosnowski
9. Dirty Sun
10. Rebeliant Feat. Rahim
11. Manitu

Polecane