Charli XCX – „Charli” (recenzja)

(Nie)nasycenie?

2019.09.22

opublikował:


Charli XCX – „Charli” (recenzja)

for. mat. pras

Electro-pop nafaszerowany po brzegi auto-tune’em to znak rozpoznawczy Charlotty Emmy Aitchison. Taką też muzykę znajdziemy na jej trzecim, najlepszym studyjnym albumie, który wypełniony jest solidną porcją bardzo intensywnych dźwięków oraz gościnnymi występami kilkunastu wokalistów i raperów.

Podobno „co za dużo, to nie zdrowo”. Ale czy zawsze? Również w muzyce? Zwłaszcza tej, która powstaje na styku popu i elektroniki? W takich właśnie dźwiękach specjalizuje się Charli XCX i współpracujący z nią kompozytorzy i producenci. A jeśli mniej lub bardziej dokładnie śledzicie karierę angielskiej wokalistki, to zauważycie, że każde jej kolejne wydawnictwo jest coraz bardziej intensywne brzmieniowo.

Tak było na poprzednim krążku, sygnowanym jako mixtape „Pop 2” sprzed dwóch lat. Co prawda znalazło się na nim tylko 10 utworów, ale jakże tam było mocno, głośno i gęsto! A przede wszystkim przebojowo. Również za sprawą znakomitych gości. Bo prócz takich wokalistek, jak Tove Lo, Carly Rae Jepsen, czy MØ pojawili się tam szerzej nieznani i wyciągnięci – niczym asy z rękawa – drag queen Pablo Vittara z Brazylii czy estońskiego MC Tommy’ego Casha.

Ci dwaj ostatni oraz m.in. Lizzo, Christine and the Queens, Haim, Troye Sivan, Brooke Candy, CupcakKe, Big Freedia, Sky Ferreira, Clairo i Yaeji dają dziś przebojową różnorodność „Charli” – płycie długiej (15 utworów i 60 minut), ale właśnie dzięki wokalnej różnorodności nie potrafiącej się znudzić. Posłuchajcie choćby szalonego turpo-pop-trapu w „Shake It”, w którym nawijają transseksulana Big Freedia, Cupcakke, Brooke Candy oraz wspomniany Pablo Vittar. Oto święto muzyki queer w najlepszym, światowym wydaniu. A jednocześnie wspaniały gest jedności z – nie tylko artystycznym – środowiskiem LGTB.

Nie przypadkiem piszę o tym, że udział śpiewających i rymujących gości sprawia, że ta płyta (się) nie nudzi, a przede wszystkim nie przytłacza tę swoją – będę to powtarzał do znudzenia – intensywnością. „Charli” rozpięta jest pomiędzy cukierkowym popem, w którym słychać hołd dla Britney Spears i girls bandów („Blame It On Your Love”), poprzez utwory kojarzące się z twórczością Sii, Ke$hy, Halsey, Robyn, Lorde czy Tove Lo ( np. „White Mercedes”) – oczywiście w podkręconej wersji – aż po synetyczny, future-pop („1999”, „2099”).

Jednym zdaniem – grubo i tłusto. Czyli muzyczna uczta – bardzo obfita i różnorodna, a przez to całkiem strawna – o ile ktoś lubi syntetyczny pop. I przetworzony auto-tun’em. Bo tego tu tak wiele, jak… zasmażki.

PS. Przy okazji wydawnictwa ilustrowanego tak odważną okładką warto wspomnieć, że pięknie prezentująca się na niej Charli XCX rozebrała się i oddała w ręce charakteryzatorki Ines Alphy, by zademonstrować swój sprzeciw dla kultu sztucznej, tworzonej w gabinetach plastycznych urody. Brawo!

Artur Szklarczyk

Ocena: 3,5/5

Tracklista:

1. Next Level Charli
2. Gone With Christine And The Queens
3. Cross You Out feat. Sky Ferreira
4. 1999 Feat. Troye Sivan
5. Click feat. Kim Petras And Tommy Cash
6. Warm feat. Haim
7. Thoughts
8. Blame It On Your Love feat. Lizzo
9. White Mercedes
10. Silver Cross
11. I Don’t Wanna Know
12. Official
13. Shake It feat. Big Freedia, Cupcakke, Brooke Candy, Pablo Vittar
14. February 2017 feat. Clairo And Yaeji
15. 2099 feat. Troye Sivan

Polecane