Białas załatwia sprawy rodzinne. Marcin Flint o nowej epce szefa SBM

„Głowa rodziny” to 20 minut szczęśliwego ojca, zdystansowanego rapera i nieszczęśliwego obywatela.


2022.12.14

opublikował:

Białas załatwia sprawy rodzinne. Marcin Flint o nowej epce szefa SBM

fot. mat. pras.

Rok 2022 trochę wszystko wywraca, a może to tylko koło się toczy? Podziemie znów wydaje się ciekawsze od głównego nurtu, epki znów ważniejsze od albumów. Białas undergroundowy oczywiście nie jest, choć dla kolegów po fachu bywa obecnie tak bezlitosny, jak wtedy, kiedy budował jeszcze swoją pozycję – a może nawet bardziej, bo perspektywa, z której ich beszta, wydaje się dla nich dotkliwsza. Natomiast z krótkimi formami jest mu do twarzy, czego dowodem bardzo dobre, lepsze od jego albumów „H8”. Pewno będę w tym osamotniony, niemniej ja „Prepolonem” jarałem się bardziej niż „Polonem”. Bo tak jak Beezy to nie jest typ złotoustej w wywiadach papli, gościa rozpisującego się w szkolnych wypracowaniach, tak nie jest to także raper z wachlarzem tematów do ciągnięcia, długoterminowy zabawiacz towarzystwa. Raczej specjalista od puent, szybki wyjaśniacz, który daje ci esencję. Niby można ją rozwadniać, tylko po co.

I „Głowa rodziny” to jest esencja rozlana na trzy czarki – pierwsza to życie rodzinne, druga – branżowa publicystyka (facet ojcuje bądź ojcował nie tylko córce, ale całej bandzie młodych raperów), trzecią zaś stanowi zniewolona przez polityków Polska. Białas podrzuca familijne obrazki, kpi za raperów zaskoczonych konsekwencjami swoich działań jak drogowcy zimą, wreszcie z wkurwieniem młodego Ostrego uderza w system, który go nie zabezpiecza, za to okrada. Niestety nie we wszystkim jest równie przekonujący.

To, co pisane z perspektywy świeżo upieczonego taty – działa. Działają kontrasty, chociażby przeskok od koców rozkładanych na parapetach, żeby zimą było cieplej do domu z kilkoma sypialniami na wypadek śnienia koszmarów, w którejś z nich. To robi wrażenie. Na poły żartobliwa sugestia, że starzy znajomi mogliby go okraść, również. Sprawdza się poddrillowany pop w śpiewnie, wysoko rapowanym „Mamo jestem już duży”, sprawdza się podtrapowana gitara w „Zosi”, gdzie „piesek” i „blisko las” to dużo więcej niż Hugo Boss i Versace. Szczęścia jest w tym tyle, że się udziela i zostajesz uśmiechnięty z wnioskiem, że cholera, jaki to jest fajny facet, który sobie na to zapracował. Dobrze, że mu się udało.

Branża obserwowana z dystansu może się bać. Kuksańców rozdawanych jest sporo, bo współzałożyciel SBM nie ma żadnego zrozumienia dla długów robionych w imię Louis Vuitton, gry pozorów i flexu na kredyt. To już nie jest czas „fake it till you make it”. „Chciałbym się godnie zestarzeć” z wizją rapującego dziada składającego za pieniądze rymowane życzenia na tle restauracyjnego kominka to coś, co zostanie w głowie bardzo, bardzo długo. Ten kawałek nie został nawinięty, został wycięty żyletką w bicie duetu Białas/Lanek, który swoją drogą sprawnie skacze od sielanki do EDM-owych kulminacji. Numery roku.

Najsłabiej wypadają utwory rozpolitykowane. Tam, gdzie raper odsuwa się od myślenia w obrębie linijki czy dwóch (takiego jak np. ludzie, którzy wchodzą do warzywniaka, patrzą na ceny i sprawdzają, czy to nie Vitkac), tam zaczyna się zmora internetu, tak zwany „człowiek samodzielnie myślący” i bardzo proste diagnozy bardzo złożonych problemów. Nie oczekuje pod dwuminutowych piosenkach wyważonych i roztropnych esejów, to jest rap, tylko wrażenie obcowania z dojrzałym facetem, głową rodziny, inwestorem, trochę pryska. Przy „PRL22” pryska w ogóle. Nacjonalistyczne treści na cukierkowym, house’owym podkładzie? „Pachnąca Polsko jak bukiet bzów / w sercu od zawsze nienawiść do psów”? Serio?

W ogóle z muzyką dzieje się tu dziwnie. Otwierająca „Głowa rodziny” Lanka to chłód, wojna, bas podjeżdżający pod gardło, poszatkowany rytm. Profesjonalnie wykonana robota. Potem w produkcji za dużo karaibskiej różowej chmurki i latynoskiego domku z piernika. Wyszczególniam jeszcze „Ludzi Manekinów” (Monigy), bo to bit dobry, rozsądnie nieprzeładowany, do tego chwilami redukowany, żeby artysta miał więcej miejsca, ale tak poza tym, to chętnie pozdrapywałbym sporo tego lukru. Wszystko napisane i wykonane dobrze, refreny siedzą (od tego przewrotnego z „Niezwykle zwykłych” nie mogę się uwolnić), produkcja zaś potrafi być infantylna, bez historii. Na niższym niż reszta poziomie.

Dążąc do podsumowania – ta epka nie ma nawet 20 minut, a przy tym i tak nie wydaje się specjalnie równa i spójna. Trudno potraktować ją jako całość, bo pod tym względem nie ma startu do przemyślanego „H8”, gdzie zadanie było trudniejsze, bo jeszcze trzeba było wpleść gości. Białas wciąż pozostaje jednak w rapowym gronie tych, z którymi liczyć się trzeba najbardziej. Dlaczego? Trochę ze względu na tak wyśmiewany przekaz, którego szef SBM ma paradoksalnie naprawdę dużo. Przede wszystkim ze względu na to, że wszystko, co robi, robi z pewnością siebie i spokojem zdradzającym wieloletniego praktyka, nie teoretyka. Wiadomo, raperzy zawsze są pewni siebie, taki zawód, przy czym w rzeczywistości śmierdzą strachem jak drużyna piłkarska przed karnymi. Ten gość jest PEWNY SIEBIE. I bierze rzeczy na zimno niczym zawodowo mordujący słowem. Nadal ma najostrzejszy język i zdolność wycelowania punchline’em tam, gdzie boli. Nadal nie ma płyty na miarę swojego talentu i możliwości. Nadal jest potencjał, żeby ją nagrać, bo inspiracji i okazji do przewartościowań nie brakuje, a proza życia dorosłego faceta zawsze dostarczy więcej tematów niż kliszowa odklejka młodego rapera z tymi samymi melanżami, rekwizytami i wnioskami. Kibicuję, czekam.

Marcin Flint

Ocena: 3,5 / 5

Białas – „Głowa rodziny” (wyd. SBM Label)

Polecane