foto: mat. pras.
To był porządny, zagrany z iście niemiecką precyzją koncert – tak można najkrócej podsumować wczorajszy koncert Scorpions. Zespół dał z siebie wszystko podczas występu w łódzkiej Atlas Arenie. Muzycy wykonali także piękny gest wobec, dedykując zmarłej dzień wcześniej Korze piosenkę „Send Me An Angel”.
Czy jest druga kapela, której koncerty w Polsce wzbudzają niezmiennie wysokie zainteresowanie i to przez tyle lat?! Scorpions są jednym z najbardziej rozpoznawalnych zespołów na świecie, mają nie tylko niezliczoną ilość przebojów, ale i zatwardziałych fanów. Dla zdecydowanej ich większości łódzki koncert nie był pierwszym w życiu. I oczywiście bawili się świetnie, w myśl zasady, że lubią to, co znają.
Scorpions rozpoczęli koncert od jednej z młodszych piosenek „Going Out With a Bang”, która otwiera ich osiemnasty album studyjny „Return To Forever” z 2015 roku. Utwór zaprezentowany z ogromnym powerem od razu wprowadził publiczność w dobry nastrój. Później nastąpił przegląd nieco starszych kawałków z lat siedemdziesiątych, mocno osadzonych w hardrockowym brzmieniu zespołu. Głos Klausa Meine niósł się po hali, a ekspresyjny jak zawsze Rudolf Schenker jeszcze bardziej nakręcał już i tak gorącą atmosferę.
Nieco oddechu przyniosły trzy kolejno po sobie następujące hity: „Follow Your Heart”, „Eye of the Storm” oraz monumentalne „Send Me En Angel”. Tym razem to ostatnie zabrzmiało szczególnie, ponieważ zadedykowane zostało zmarłej dzień wcześniej Korze, liderce Manaamu. I to właśnie dla niej na koncercie zabłysły światełka w telefonach, po czym zrobiło się magicznie… Zaraz potem kolejny wielki hit „Wind of change”, który chyba wszystkim fanom żyjącym na przełomie lat 80. i 90 kojarzy się wolnością. Publiczność Atlas Areny nie mogła sobie odmówić zaśpiewania tego hymnu razem z Klausem.
Hołd dla Lemmy’ego
Jak zwykle nie mogło zabraknąć hołdu złożonego Lemmy’emu Kilmisterowi, nieżyjącemu już frontmanowi zespołu Motőrhead. Słynne „Overkill” zakończone solowym popisem Mikkey Dee, teraz rewelacyjnie odnajdującemu się w Scorpions, po raz kolejny zrobiło niesamowite wrażenie! Perkusista dający z całym impetem po garach na platformie uniesionej w górę ponad sceną, nie mógł się nie podobać. Niezmiennie ten fragment koncertu kończy się wielkimi owacjami każdej publiczności na świecie. Atlas Arena również stanęła na wysokości zadania.
Blisko dwugodzinne spotkanie z zespołem zakończyły dwie piosenki zaśpiewane na bis: „Still Loving You” i „Rock You Like A Hurricane”. Zabrzmiały one brawurowo, bez oszczędzania się i na sto procent! Tym samym po raz kolejny Scorpions udowodnili swoją niepodważalną pozycję na międzynarodowej scenie rockowej.
Czy po tylu koncertach w Polsce, zespół mógł jeszcze czymś zaskoczyć? Podobne setlisty, scenografia i te same ważne momenty koncertu…
– Co może niezmiennie dziwić, to kipiący od Scorpions entuzjazm, autentyczna pasja i niespożyta energia, jaką oddają publiczności, zupełnie za nic mając swoje lata. Po ponad półwiecznym istnieniu na scenie należy im się wielki szacunek: za to, że im się jeszcze chce, że dają radę i potrafią pobudzić do reakcji kilkunastotysięczną publiczność. Dopóki ta iskra będzie w nich płonąć, dopóty będziemy mieli ogromną przyjemność zapraszać ich do Polski. Wierzę, że to potrwa jeszcze długo – mówi Janusz Stefański z agencji Prestige MJM, która już po raz piąty była organizatorem koncertu Scorpions w Polsce.