foto: Artur Rawicz / Show The Show
Wraz z zamknięciem klubów i odwołaniem koncertów kilkadziesiąt tysięcy ludzi w Polsce z dnia na dzień straciło źródło dochodu. Mijają kolejne miesiące, a branża koncertowa jest na szarym końcu listy rządu odmrażającego gospodarkę. Obecnie przepisy dopuszczają granie niewielkich, ograniczonych do 150 widzów imprez plenerowych i choć minister kultury zaapelował do premiera o poluzowanie obostrzeń od połowy lipca, na razie nie wiadomo, czy faktycznie się to stanie. Nawet jeśli tak, to o koncertach w normalnych warunkach możemy zapomnieć jeszcze przez długie miesiące.
Sprawdź też: Agnieszka Chylińska o odmrażaniu gospodarki: „Zazdroszczę piłkarzom”
W kontekście braku koncertów dużo mówi się o sytuacji muzyków, ale niewiele lub prawie nic o zapleczu – o organizatorach, technikach, właścicielach klubów itd. Ci ludzie także stracili możliwość zarobkowania, dodatkowo nie mogą liczyć na tantiemy czy przychody z merchu lub sprzedaży muzyki. Część z tych osób już teraz decyduje się wyjechać z Polski.
– Niestety dochodzą do nas informacje, że wielu pracowników z tej branży ucieka z kraju, zatrudniając się choćby przy sprzątaniu akademików w Anglii, inni zajęli się naprawą samochodów czy kopią studnie – mówi serwisowi Money.pl Sylwia Aliaj z Polskiej Izby Techniki Estradowej.
Właściciele klubów i firm oferujących nagłośnienie często zostali nie tylko z brakiem przychodów, ale też ratami kredytów za sprzęt, którego używają przy organizacji koncertów.
Sprawdź też: Brytyjska gwiazda przyznaje: „Kazano mi wybielić skórę”
– Żeby zorganizować na przykład niedużą imprezę dożynkową, trzeba użyć sprzętu za od 0,5 do 1,5 mln zł. Przy dużej imprezie miejskiej wykorzystywany jest zwykle sprzęt za ok. 5 mln zł – cytuje Piotra Zajkiewicza, wiceprezesa Polskiej Izby Techniki Estradowej Money.pl. W przypadku dużych festiwali wartość sprzętu jest liczona w dziesiątkach milionów.
Marzymy o powrocie do koncertowego życia, ale jeśli tak dalej pójdzie, ono nie wróci przez lata, bo wykruszą się firmy organizujące imprezy i zapewniające im techniczne zaplecze. Branża nadal nie wie, kiedy i w jakiej formie będzie mogła ruszyć, jej przedstawiciele nie zgadzają się ponadto z sytuacją, w której świat sportu odmraża się znacznie szybciej niż muzyki, a w kościołach znosi limity wiernych na nabożeństwach.
– Dlaczego spotkania polityczne, procesje kościelne odbywają się tak licznie, a muzyczne „masowe” imprezy plenerowe już nie mogą? Tutaj przecież brak sprawiedliwości i logiki – komentuje Sylwia Aliaj.