fot. Simon Emmett
Od lat mówi się, że artyści nie zarabiają już na sprzedaży swoich płyt, a jedynie na koncertach. Od tej zasady są oczywiście wyjątki, niemniej nie da się ukryć, że proporcje zarobków na przestrzeni ostatnich dwóch-trzech dekad wyraźnie się zmieniły. Niektórzy nadal są jednak w stanie zarobić fortunę na sprzedaży swoich wydawnictw.
Wydana w tym roku czwarta płyta Adele z miejsca stała się bestsellerem, podbijając listy przebojów w wielu krajach. W Polsce „30” debiutowało na drugiej pozycji Olisu, ustępując miejsca Sokołowi i jego „Nic”, ale już w drugim tygodniu sprzedaży Brytyjka awansowała na pierwsze miejsce. „30” jest pierwszym tegorocznym albumem, któremu udało się przekroczyć barierę miliona sprzedanych egzemplarzy w formie fizycznej. Choć to niewiele przy wyniku poprzedniego krążka „25” (3,4 mln w zaledwie tydzień w samych Stanach), to dzięki lepszemu kontraktowi artystka i tak zarobiła fortunę. Daily Mail informuje, że dzięki sukcesowi albumu Adele zarobiła 28 mln funtów, co w przeliczeniu na złotówki da ok. 155 mln.
Adele nie planuje trasy promującej „30”, szykuje się za to do obejmującej 24 występy rezydencji w Colosseum w Ceasars Palace w Las Vegas. Artystka za każdy koncert w prestiżowej sali ma zarobić 2 mln dolarów.