fot. kadr z wideo
Jak co roku gala wręczenia Fryderyków budzi sporo negatywnych emocji. Jedni narzekają na wyniki, inni na organizację. Kiedy Martyna Jakubowicz dowiedziała się w lutym, że uhonorowano ją Złotym Fryderykiem za całokształt twórczości, ucieszyła się, co zrozumiałe. Niestety, po piątkowej gali nie miała już tak dobrego nastroju.
– Albo kolejny koncert gwiazd, albo wręczanie nagród! Szanowna Rado!!! A rozdzielcie wreszcie komercję od prestiżu! Dla mnie był to kolejny transmitowany przez TVN festiwal celebryckich gwiazd. Wręczanie Fryderyków odbyło się częściowo bez kamer. Promocja w TV wykonawców związanych z korporacjami wydawniczymi w wielkiej hali, w której nic nie było słychać!!!! Ależ przecież nie chodzi o muzykę tylko o obrazek. No i świetnie – pisze gorzko artystka.
Martyna Jakubowicz przybliża kulisy organizacji, nie ukrywając, że całość była chaotyczna i źle zorganizowana. W komentarzach rację przyznają jej m.in. Artur Gadowski i Ania Brachaczek, która podzieliła się kilkoma zdaniami refleksji na temat ubiegłorocznej gali. – Wręczaliśmy ze Ślimakiem nagrodę, a z Mitch&Mitch odbieraliśmy statuetkę i też byliśmy ofiarami dezorganizacji imprezy. Dzięki uprzejmości Pauliny Przybysz mogłyśmy się przebrać w jej garderobie, a koledzy z Behemotha udostępnili łazienkę. Jedliśmy frytki z budki na pasażu, bo nikt nam nawet nie zaproponował poczęstunku – wspomina wokalistka.
Co poszło nie tak w tym roku? Laureatka Złotego Fryderyka wylicza sporo organizacyjnych mankamentów.
– Może więc przenieśmy wręczanie Oscarów do jakiejś wielkiej hali sportowej. Nawpuszczajmy tłumy, aby kasa się zgodziła, nominowani niech biegają po obiekcie, szukając miejsca nadającego się do tego, aby choć przykucnąć – bez krzeseł, nie mówiąc już o toaletach.
Tak właśnie wyglądał mój pobyt w tym przybytku w Gliwicach. Najpierw nie wiedziałam, dokąd mam pójść, pani przydzielona do opieki nie odbierała telefonu i zresztą nie objawiła się do końca imprezy. Skierowałam się do wyjścia z zamiarem powrotu do hotelu, a potem do domu. Przy wyjściu spotkałam znajomego, który widząc, że umykam, pobiegł kogoś poszukać. Zjawił się pan i przez trybuny zaprowadził do odpowiednich kazamatów. Nie wiedział jednak, gdzie mam dalej pójść. Zaczęły się poszukiwania. A może do produkcji, a może do green roomu, a może…?
W końcu ryknęłam: „Czy tu nie ma garderoby”? Po dłuższej przerwie pojawił się łysy pan i zaproponował przebranie w sali makijażowo-fryzjerskiej, bo tam było coś na kształt parawanu. Postanowiłam nie dostać szału. Dodam, że aby zrobić siusiu, musiałam pojechać windą na trzecie piętro i tam skorzystać z publicznej toalety. W tejże samej toalecie, jak nas uświadomiła pani z obsługi, przed chwilą przebierał się Mozil, który chyba także odebrał Fryderyka. Jedyny Lech Janerka zdobywca kilku Fryderyków był najmądrzejszy i się nie pojawił.
Ta nauka nie pójdzie w las. ZPAV może odetchnąć z ulgą! Nigdy, ale to nigdy nie przyjmę zaproszenia na tak fatalną, beznadziejną, źle zorganizowaną i bez sensu imprezę.
Teraz prasa będzie się rozpisywać o tym, w czym wyszła, czy nie wyszła Doda itp., itd. Wokalistki powinny wychodzić na scenę nago, bo już same nie wiedzą, w co mają się odziać! A śpiewanie jest zbędne, podobnie jak słuchanie takich wykonów – pisze Martyna Jakubowicz, dodając: – Także kochana branżo, do dzieła! Albo kasa, albo prestiż! I dajmy sobie spokój z twierdzeniem, że przyjmowanie tej nagrody to prestiż. Pozdrawiam wszystkich tych, co męczyli się w huku, bez garderoby, bez możliwości wypicia herbaty.