„Mam Talent!” to taki program w telewizorze, gdzie pokazują się ludzie, którzy robią jakieś niecodzienne rzeczy, albo śpiewają lub tańczą i nie zapali się do innych programów. Tyle zrozumiałem z finałowego odcinka, który musiałem sfotografować. Było też zacne Jury, ale jego rola była dla mnie niejasna. Niby oceniali, a właściwie to komentowali a i tak to naród decydował wydając na esemesy z trudem zarobione w tygodniu moniaki. Może wcześniej Jurorzy byli do czegoś potrzebni – tego nie wiem. Nieważne.
Publiczność w studio, po szczegółowych instrukcjach jak się zachowywać, kiedy się cieszyć a kiedy tylko klaskać przywitała (obowiązkowo przybijając piątki) schodzących po schodach Jurorów, a później zaczęło się szoł.
Pierwsza była śpiewająca Romka, ale miejsce wyznaczone do fotografowania było tak niefortunne, że ramię kamery ciągle mi wszystko zasłaniało. Zatem, nieco wbrew regulaminowi zmieniłem miejscówkę i przyjrzałem się kolesiowi, co nabiał się z pracy w biurze. Potem widziałem młodego chłopaka, co tańczył. Później Filipińczyk odśpiewał megahit Europe z mojego dzieciństwa. Później były takie polskie Muppety. Znów powrót do niewinnych lat – rewelacja.
Dalej był skecz dwóch gości, który przypomniał mi Smolenia i Laskowika, jak jeździli małym fiatem. Starsi koledzy po fachu jednak lepsi byli. Potem w zielonej sukience dziewczyna (z włosami na głowie) odśpiewała pieśń Prince`a skomponowaną dla Shinead O`Connor. Przyznam – zrobiło wrażenie, a potem dwie dziewczyny udowodniły, że zrobienie prawidłowego skłonu nie jest jednak dużym wyczynem, jak mi się wydawało. I to mnie nieco zmartwiło.
Dalej był chłopak z akordeonem (też niezły) i dwóch młodszych, śpiewających klasykę.
Wygrał ten z akordeonem i skasował 300 tysięcy złotówek. Po zejściu z anteny było jeszcze nieco fotografowania, tort i zjazd do domu. Prokop (w przerwie na papierosa, tj. na reklamę) okazał się faktycznie wysoki.