fot. mat. pras.
W połowie stycznia „Saturday Night Live” wróciło na antenę po świąteczno-noworocznej przerwie. Gośćmi dwóch wyemitowanych dotychczas w 2025 r. byli Timothee Chalamet (w podwójnej roli), Dave Chapelle i GloRilla. Stacja NBC emituje obecnie 50. sezon kultowego formatu. Dla jednych SNL jest kwintesencją telewizyjnej rozrywki, dla innych trudnym do zniesienia kiczem. Nie da się jednak kwestionować pozycji tego programu w historii telewizji, nie tylko amerykańskiej.
W każdym odcinku SNL na ogół pojawiają się dwie gwiazdy – celebryta wcielający się w rolę gospodarza wieczoru i artysta muzyczny. 15 listopada 2008 NBC wyemitował epizod, którego hostem był Paul Rudd, a muzyczną gwiazdą Beyonce. Artystka zaprezentowała wówczas „If I Were a Boy” oraz „Single Ladies”. W tym drugim niespodziewanie pojawił się Justin Timberlake, który wystąpił w roli jednego z trzech towarzyszących Beyonce tancerzy.
SPRAWDŹ TAKŻE: Zusje robi karierę w rosyjskiej telewizji
W dostępnym na platformie Peacock dokumencie poświęconym SNL Timberlake zdradza, że jego niespodziewane cameo było pomysłem Andy’ego Samberga.
– Andy powiedział mi, że Bobby (Moynihan – przyp. red.) ma świetny pomysł na skecz, w którym bylibyśmy tancerzami Beyonce. Zapytałem: „w pełnych kostiumach?”, a on na to: „tak”. Od razu uznałem, że to zbyt zabawne, żeby tego nie zrobić – wspomina Timberlake.
Szybko okazało się, że Beyonce nie podziela entuzjazmu artystów. Justin usilnie przekonywał ją, by zgodziła się na ten skecz. Wokalistka wspominał, że doszło nawet do tego, że przyszedł do jej garderoby w pełnym kostiumie i zapukał do drzwi.
– Zdjąłem z siebie szlafrok, stanąłem z rękami na biodrach, a ona krzyknęła: „nie wierzę, że to zrobiłeś” – wyznał po latach.
Jak wyszło? Zobaczcie.