Foto: P. Tarasewicz
Podczas rozmowy z Guralem, Marcin Flint poruszył wiele tematów. Jednym z nich był sposób w jaki DonGuralesko odreagowuje emocje, który pozostają w nim po graniu koncertów.
– Mamy teraz niedzielę, jak wrócę do domu to będę siedział i patrzył w ścianę. Trzeba odparować. Po 20 latach wszyscy są przyzwyczajeni w domu, że Dziadzia teraz paruje. I tyle. To nawet nie chodzi o rock’n’rolowe podejście do koncertowania, bo ja nawet nie mam kaca. Tylko po prostu muszę odparować. Mam takie ciągi koncertów, które gram tylko na trzeźwo i wydaje mi się, że wtedy parowanie jest jeszcze dłuższe, gorsze i trudniejsze niż jakby był napierdolony.
MF: – To nawet nie chodzi o używki tylko o wejście w tryb małpy, kiedy jesteś na scenie. Ta konwersję z Jackylla w Hyde’a, która się odbywa i trochę kosztuje sil i wszystkiego.
G: – Okazuje się, że tak.
MF: – A jak się wyciszasz. Co pozwala Ci na powrót do normalności?
G: – Las. Dużo czasu spędzam w lesie i to jest najlepsze lekarstwo dla mnie. A poza tym to wszystko. Codzienność. Medytacja codziennością. Poranki są moje. Ja na przykład uwielbiam wstawiać pierwszy w domu i robić śniadanie. Uwielbiam to. To mi pomaga egzystować. Krojenie chleba, krojenie cebuli. Nie mam żadnych specjalnych recept. Ale las i krojenie cebuli jest spoko.
Nowy odcinek Flintesencji już jutro. Tym razem materiał w formie podcastu audio.