fot. Karol Makurat / @tarakum_photography
20-lecie zwycięstwa Dody w Sopocie
Z okazji 20-lecia swojej wygranej na festiwalu w Sopocie, Doda postanowiła podzielić się z fanami nieznanymi faktami zza kulis. Podczas transmisji na żywo na Instagramie opowiedziała o ówczesnej rywalizacji, działaniach firm fonograficznych i wspomniała głośny występ Mandaryny, który do dziś budzi emocje.
„Mandaryna nie powinna była tam wystąpić”
Doda otwarcie przyznała, że Marta „Mandaryna” Wiśniewska została wciągnięta w projekt, który z góry nie miał szans powodzenia. Jej zdaniem wokalistka, mimo ogromnej popularności, nie była przygotowana do śpiewania na żywo w tak prestiżowym konkursie.
– Ktoś, kto wmówił Mandarynie, że da sobie radę na festiwalu, zrobił jej krzywdę. Nie da się w miesiąc nauczyć śpiewać na żywo, w takim stresie i atmosferze rywalizacji. To była zachłanność menedżerów i wytwórni – stwierdziła Doda.
Kupowanie głosów w Sopocie
Jednym z najgłośniejszych wątków poruszonych przez Dodę były kulisy głosowania publiczności. Jak ujawniła, firmy fonograficzne inwestowały ogromne sumy pieniędzy w karty do głosowania, aby zapewnić swoim artystom zwycięstwo.
– Wydawano po 50–60 tysięcy złotych na karty, z których oddawano głosy na wybranego artystę. Wiem to od Mai Sablewskiej, która opowiadała mi, jak te mechanizmy działały – zdradziła wokalistka.
View this post on Instagram
>
Kontrowersje wokół Sopotu 2005
Festiwal z 2005 roku przeszedł do historii nie tylko ze względu na triumf Dody, ale też przez pamiętny występ Mandaryny, który stał się symbolem wokalnej wpadki. Choć później artystka i jej menedżerowie mówili o możliwym sabotażu, nigdy nie potwierdzono tych zarzutów.
Dziś, po 20 latach, Doda wraca do tamtych wydarzeń i podkreśla, że dla wielu artystów festiwal był nie tylko prestiżem, ale też ogromnym biznesem.