fot. P. Tarasewicz
Kilka dni temu na kanale Winiego pojawiła się jego rozmowa z Marcinem Flintem. Jednym z poruszonych w niej tematów było „sprzedawanie się” raperów dla większej popularności i pieniędzy.
– Bawi mnie, jak niektórzy ludzie porobili obroty o 180 stopni i „nic się nie stało, o k***a nic się nie stało” – komentuje Wini.
Sprawdź też: Wini: „Wielu pisze, że już mi dawno mi od***ło. To nieprawda”
– Mam ten problem, że czasem jestem w stanie zrozumieć pewne ruchy, jeśli patrzę na rapera jak na człowieka. Rozumiem, że on robi się coraz starszy, musi zapłacić rachunki – próbuje tłumaczyć takie postawy dziennikarz, czym podkręca Winiego do tego stopnia, że szef Stoprocent zaczyna krzyczeć, wygłaszając tyradę.
– A niech spi***ala do roboty i zrobi coś pożytecznego. Ja już byłem na tym etapie co ty. Też już byłem na tym, że „ja to rozumiem, bo tak, oni muszą zapłacić”. K**a, nic nie muszą. Niech wy****ają zrobić bułkę w sklepie spożywczym. Przynajmniej coś pożytecznego zrobią, będzie można bułkę zjeść, a nie tym gó**m pi****nym się truć – komentuje.
– Są rzeczy, których nie lubię, ale trzeba je docenić. Są pewne rzeczy, które są okropne i dlaczego ja mam wtórować, że oni muszą z czegoś żyć? Jest cała masa ludzi, którzy chodzą od rana do wieczora do porządnej pracy. Robią porządne rzeczy, nie narzekają na cały świat, wychowują dzieci i jest wszystko OK – dodaje.
Źródło: YouTube