Rebeka – „Post Dreams”

Elektropopowa wyprawa do krainy marzeń.

2019.03.11

opublikował:


Rebeka – „Post Dreams”

fot. mat. pras.

Muzyka nie zawsze musi być „po coś”. Nie wszyscy artyści mają obowiązek walczyć ze złem, naprawiać świat i pouczać. Ale kiedy już zdecydują się na komercyjne, po prostu rozrywkowe dźwięki, to powinni robić tak dobrze, żebyśmy poczuli się dobrze jak nigdy dotąd. Nasz rodzimy duet Rebeka umie w takie granie, dlatego piosenki z ich nowej, trzeciej już płyty sprawiają mi autentyczna frajdę i działają niczym relaksujący masaż po ciężkim dniu.

Nieprzypadkowo napisałem o piosenkach, bo „Post Dreams” to najbardziej „piosenkowa”, wręcz ujmująco (elektro)popowa płyta w dorobku Iwony Skwarek i Bartosza Szczęsnego. W porównaniu z – udanymi, przebojowymi przecież poprzednimi ich wydawnictwami „Hellada” i „Davos” – jeszcze więcej tu powietrza, oddechu i wpadających w ucho melodii. Właśnie za takie granie – rozpięte między tanecznym parkietem, a… sypialnią – pokochałem kiedyś norweski duet Röyksopp. A kiedy dziś słucham „Cavegirl”, „Elesi” czy „Fal” Rebeki, to odnajduję podobnie bezczelnie chwytliwe bity, rytmy i refreny, co w repertuarze Torbjørna Brundtlanda i Sveina Berge.

– „Post Dreams” to będzie prawdopodobnie najbardziej piosenkowa płyta Rebeki. Staraliśmy się zawrzeć w niej mnóstwo różnorodności. Z jednej strony wydaje się utkana z delikatnych ornamentów, z drugiej strony uderza potężną falą przesterowanych gitar i ciężkich bębnów – mówi Iwona. – Zdecydowaliśmy się wprowadzić nieco nowości do naszego stylu komponowania i zaprosiliśmy do współpracy gitarzystę, trębacza oraz kwartet smyczkowy. Na płycie znalazły się trzy utwory po polsku: „Fale”, „Zachód” oraz Światła” – dodaje Bartosz. I rzeczywiście – są tu smyki, ale i gitary. Nie brak oczywiście firmowych, analogowych syntezatorów, a klubowe utwory sąsiadują z wolnymi, snujowatymi piosenkami. Oto recepta na album idealny według Rebeki.

„Post Dreams” – choć bogata aranżacyjnie i nieco rozhuśtana stylistycznie – nie sprawia jednak wrażenia płyty niespójnej. A to wszystko za sprawą muzycznego wspólnego mianownika, którym są vintage’owe brzmienia rodem z lat 80. Najlepiej to słychać w nieco patetycznym „The Last Episode”, ale też w „Percivalu”, który mógłby znaleźć się na krążkach Cyndii Lauper czy Annie Lennox. No i nie mówcie, że w openerze „India” Iwona nie brzmi momentami jak Kate Bush?! Albo weźmy już wspomniany „Cavegirl” – czy w tym numerze wokalistka Rebeki nie przypomina Wam Debbie Harry z grupy Blondie? Ale chwilę potem, kiedy już duet z Poznania serwuje nam „Cavegirl (Joggin version)”, to słyszę tym razem Roisin Murphy z Moloko.

Są wreszcie na tym albumie momenty, w których wraca do mnie klimat rodzimych dyskotekowych hitów z przełomu lat 70. i 80. w rodzaju „Nic nie może wiecznie trwać” Anny Jantar czy piosenek Andrzeja Korzyńskiego ilustrujących „Akademię Pana Kleksa” z kultową „Meluzyną” na czele. I właśnie za ten klimat i sporą porcję światowo brzmiącego elektropopu z uroczo bezpretensjonalnej „Post Dreams” Rebece należą się spore brawa.

Artur Szklarczyk

Ocena: 3,5/5

Tracklista:
1. India
2. Cavegirl
3. Elesi
4. Fale
5. Zachód
6. The Last Episode
7. Cavegirl (jogging version)
8. Percival
9. We Will Love You
10. Światła
11. Mama

Tagi


Polecane