Halsey – „Manic” (recenzja)

Muzyko-emo-pop-terapia.

2020.01.18

opublikował:


Halsey – „Manic” (recenzja)

fot. mat. pras.

Oto kolejny – po niedawnych płytach Billie Eilish, Ariany Grande i Seleny Gomez – „dziewczyński” album rozliczeniowo-terapeutyczny, który niesie ogromny ładunek emocjonalny. A że na „Manic” znajdziemy również sporo znakomicie zaśpiewanej i wyprodukowanej muzyki z okolic alternatywnego popu to słuchanie trzeciego krążka 25-letniej Amerykanki to… przyjemne z pożytecznym. Zwłaszcza dla tych nadwrażliwych lub ze złamanych sercem.

Nie znacie? To posłuchajcie. Znacie? To przewińcie w dół…

Ashley Nicolette Frangipane, znana lepiej jako Halsey, będąc jeszcze nastolatką, publikowała własne utwory w mediach społecznościowych, dzięki czemu zwróciła na siebie uwagę wytwórni płytowych. Jej pierwszy album – „Badlands” – ukazał się w 2015 roku i pokrył platyną. Rok później pojawiła się gościnnie na singlu „Closer” formacji The Chainsmokers, który znalazł się na szczycie list przebojów w piętnastu krajach świata, zdobywając również trudny amerykański rynek oraz zyskując miano diamentowego. W 2017 wydała drugą płytę „Hopeless Fountain Kingdom”, która – podobnie jak debiut – pokryła się platyną, a promowana była świetnymi utworami „Now or Never”, „Bad at Love” oraz „Alone”.

Nic więc dziwnego, że Halsey zaczęła zapełniać sale i hale koncertowe oraz występować na letnich festiwalach plenerowych. Koncertowała na pięciu kontynentach, była nominowana do Grammy i pojawiła się na okładkach licznych magazynów – m.in. „Rolling Stone”, „Forbes”, „Nylon”, „Cosmopolitan”, „Playboy” czy „Billboard”. W wieku 23 lat wskoczyła do czołówki – nie tylko żeńskiego – popu. Od 2015 roku do dziś zdążyła zgromadzić ponad 25 miliardów streamów i sprzedała ponad 11 mln egzemplarzy albumów na całym świecie. Artystka udziela się również w świecie filmu – mogliśmy ją oglądać m.in. w „Narodzinach gwiazdy” u boku Lady Gagi i Bradleya Coopera. A wreszcie Halsey pojawiła się niedawno gościnnie – razem z Future’em – w utworze „Die for Me” na nowej płycie Post Malone’a.

Wiadomo jednak nie od dziś, że sława ma zarówno blaski, jaki i cienie. Niby banał, ale jednak warto pamiętać, że tylko od szczerości lub ekshibicjonizmu naszych idoli zależy to, jak wiele albo czy w ogóle wiemy o ich problemach. Również emocjonalnych. Halsey należy do tego pokolenia artystów, którzy o wiele chętniej dzielą się ze światem swoimi lękami i problemami. Podobnie więc jak Billie Eilish, Ariana Grande czy Selena Gomez przekuwa swoje porażki na małe zwycięstwa. W pewnym stopniu pisanie piosenek jest dla niej – jako osoby zmagająca się z chorobą afektywną dwubiegunową – swoistą (auto)terapią (stąd tytuł „Manic” – nawiązujący do jednego ze stadiów psychozy maniakalno-depresyjnej). A my, słuchacze, mamy z tego wielką korzyść w postaci naprawdę świetnych piosenek.

Pisanie o muzyce na „Manic” trzeba zacząć od docenienia wielkiego przeboju „Without Me” (sześciokrotna platyna dla singla i 350 milionów odsłon teledysku na YouTube!), który wystrzelił 25-letnią dziś Amerykankę do absolutniej czołówki muzycznego mainstreamu. Za sprawą tej emo-popowej piosenki z elementami trapu i R&B, Halsey stała się pierwszą i jedyną do tej pory wokalistką, która miała co najmniej trzy piosenki w Billboard Hot 100 przez 50 tygodni każda. Wydaje się jednak, że za chwile pobije te rekordy, bo dokładnie tydzień temu opublikowała kolejny singiel z nowego krążka, czyli „You Shold Be Sad”. Piosenka, utrzymana w klimacie pop-country, którego znamy z repertuaru Shanii Twain, to kolejne (po „Without Me”) rozliczenie z Easy-G, byłym chłopakiem wokalistki. Halsey śpiewa więc bez ceregieli: „I’m so glad I never ever had a baby with you / cause you can’t love nothing unless there’s something in it for you” oraz „Nobody loves you, they just try to fuck you / and put you on a feature on the B-side”. Mocne, prawda?

Ale taka właśnie jest Halsey – silna, odważna, szczera i niezwykle kobieca. Czasem również wrażliwa. Jak w balladach „Forever… (is a long time)” czy kolejnym hicie – „Finally // beautiful stranger” (ależ to jest zaśpiewane!). O tym, że bywa wokalnym kameleonem nie trzeba chyba przypominać, bo równie dobrze wypada w bardziej tanecznych klimatach w stylu Dua Lipy („Graveyard”, „Still Learning”), jak w… rap-rocku („3am”). Nie można też docenić gości – Alanis Morisette, SUGA z k-popowego bandu BTS, a przede wszystkim Dominica Fike’a w urzekającym „Dominic’s Interlude” o cudownej, beatlesowskiej linii melodycznej.

Naprawdę nie sposób nie polubić tej świetnej – nie tylko w swoim gatunku – płyty!

Artur Szklarczyk
Ocena: 4/5

Tracklista:

1. Ashley
2. clementine
3. Graveyard
4. You should be sad
5. Forever … (is a long time)
6. Dominic’s Interlude (feat. Dominic Fike)
7. I HATE EVERYBODY
8. 3am
9. Without Me
10. Finally // beautiful stranger
11. Alanis’ Interlude (feat. Alanis Morissette)
12. killing boys
13. SUGA’s Interlude (feat. SUGA/BTS)
14. MORE
15. Still Learning
16. 929

Polecane