Coals – „docusoap” (recenzja)

Elektro-dream-pop dla marzycieli.

2020.03.10

opublikował:


Coals – „docusoap” (recenzja)

fot. mat. pras.

Na swoim drugim albumie Katarzyna Kowalczyk i Łukasz Rozmysłowski jeszcze mocniej eksplorują krainę eterycznych, sentymentalnych dźwięków powstałych na przecięciu syntetycznego elektro-popu i trapu. A kiedy dodamy do tego oniryczny wokal Kasi, której sposób śpiewania przywodzi na myśl Lanę del Rey, to otrzymamy brzmienie tak oryginalne i wyjątkowe, że nie sposób go znaleźć u żadnego innego rodzimego wykonawcy.

Fajne w nich jest to, że szukają i eksperymentują. Na debiutanckiej epce „Weightless” eksplorowali rejony łagodnego, melancholijnego art-popu. Z kolei ich pierwszy pełnowymiarowy materiał „Tamagotchi” (2017) odsłaniał fascynację różnymi odcieniami elektroniki – przede wszystkim w nostalgicznych klimatach i w połączeniu z nowoczesnym hip-hopem. Rok temu duet wydał epkę „Klan”, na którym – wraz z zaproszonymi gośćmi: Bellą Ćwir, Dianką, Piernikowskim, schafterem i Kubi Producentem – jeszcze bardziej skręcił w stronę abstrakcyjnego hip-hopu i trapu. To żonglowanie konwencjami zdecydowanie odróżnia Coals od innych polskich wykonawców głównego nurtu muzyki elektronicznej. I jest dowodem na to, że projekt cały czas się rozwija.

Potwierdza to zawartość nowego albumu, który jest chyba najbardziej onirycznym, marzycielskim i „filmowym” dziełem w dorobku Coals. „docusoap” swoją nazwę wzięła – jak mówią Kasia i Łukasz – z telewizyjnych telenowel dokumentalnych. „Staraliśmy się stworzyć takie utwory, w których pojawia się wiele barw i emocji. Postawiliśmy na rozmaite rozwiązania brzmieniowe” – tłumaczą artyści muzyczną zawartość krążka. I rzeczywiście – niemal każdy premierowy utwór „przyprawiony” jest w nieco inny sposób, ale jednocześnie homogeniczna produkcja i główny wokal sprawiają, że płyta brzmi spójnie i bardzo klimatycznie.

Kasia i Łukasz nie tylko nie boją się eksperymentować, ale mają również świetny gust. Weźmy choćby dwa single zapowiadające wydawnictwo, czyli „sleepwalker”, który jest niczym „upalony” trap oraz „pearls”, o którym Kasia mówi: „Sam utwór ma dość mantryczny charakter. Pisząc go wyobraziłam sobie taniec w barwnej przestrzeni przypominającej teleturniej. To taki taniec, który wykonujesz po trudnych przejściach, ale w momencie, kiedy mówisz sobie, że już będzie ok i stawiasz na totalny chill. Sam numer uwydatnia nasze fascynacje alternatywnym R&B i vaporwavem”. A przecież obok jest też egzaltowane, manieryczne „dove”, a w „oberku” słychać przetworzone dźwięki etno. W dodatku na całym krążku odniesienia do alternatywnych odnóg R&B sąsiadują z wariacjami na temat popularnego ostatnio nurtu ASMR, czyli dźwięków, które mają nas zrelaksować i wprawić w dobry nastrój.

Słuchanie „docusoap” naprawdę odpręża. A najbardziej miło i po prostu ładnie jest tam, gdzie muzycy sięgają po elegancki dream-pop („sugar”, „hockney”), który może przypominać dokonania nieśmiertelnej Enyi („ufo”, „coral reef”). Trudno się również oprzeć urokowi wokalu Kasi, która ma barwę nieco podobną do Lany, ale dzięki eksperymentom z processingiem głosu jego modulacje i przekształcenia nadają całości hipnotyczny, przykuwający uwagę klimat. Jeśli lubicie takie melancholijne dźwięki to posłuchajcie Coals – będziecie zachwyceni!

Artur Szklarczyk

Ocena: 4/5

Tracklista:

1. pearls
2. bitter cold
3. sleepwalker
4. loops
5. ufo
6. dove
7. sugar
8. oblivion
9. plasma
10. oberek
11. hockney
12. coral reef
13. plum (bonus track na płycie CD)

Polecane