fot. mat. pras.
Rzadko kiedy bawiłem się w ostatnich czasach lepiej, niż wtedy, kiedy przyszło mi zobaczyć serial „Hip-Hop Evolution”. Sporą wiedzę o tej muzyce, będącą częścią całej kultury, miałem oczywiście już wcześniej, ale miała charakter wyspowy. Najwięcej pisało się i mówiło o Nowym Jorku, nieco mniej, choć wciąż dużo, o zachodnim wybrzeżu, na pewno trochę o południu, które po latach 90. przez blisko dwie dekady narzucało ton rozwojowi rapu. A ”Hip-Hop Evolution” uświadomił połączenia między tymi wyspami, odsłonił zaciemnione części mapy, pozwolił postrzegać muzykę jako proces. To była radość, ale też ulga. Do tego rzecz była strawna dla laików, można było usadzić niehiphopowych bliskich tak, żeby zrozumieli i przy okazji nie zasnęli z nudów.
Gdy już człowiek się nacieszył, pojawiło się uczucie zazdrości. Czemu nie można tak u nas? Od lat 90. na polskiej scenie nie wydarzyło się nic ważniejszego niż rap, który po ponad 30 latach od powstania wciąż ma się rewelacyjnie, nawet jeśli przetrwał w formie zupełnie odmiennej od tej na początku. Droga garderoba, kosztowne teledyski, koncerty wypełniające lotniska czy stadiony, kampanie reklamowe, nieprawdopodobne liczby na portalach społecznościowych i platformach streamingowych nie poszły niestety w parze z dbaniem o historię, unaocznianiem związków między szkołą starą a nową, ulicą a klubem. Uporządkowane archiwalia magazynów, które ukazywały się kiedyś (teraz, w odróżnieniu np. od metalu czy rocka, nie mamy żadnego) i czekano na nie jak na święta? Zapomnij, skoro poznikały przecież nawet późniejsze portale wraz z ich zasobami. Jak tu się dziwić, że młodzi tak często nie czują więzi z pionierami, nie dostrzegają związku z ich muzyką, nie rozumieją jej? To naturalne, skoro oduczono słuchaczy i artystów łączyć rapowe kropki, pozbawiono ich kontekstu.
Solidnych treści krytycznych i analitycznych pojawia się tyle, co kot napłakał, nieadekwatnie do kulturowej rewolucji, jakiej doświadczyliśmy. Czy to przeszłość, czy teraźniejszość, przedstawia się ją wyspowo. I tak jak w latach 00. otrzymaliśmy „Blokersów”, wykorzystujących artystów do nachalnego socjologizowania i jeszcze nachalniejszego polaryzowania, tak lata 10. przyniosły „Jesteś Bogiem” – film fabularny podszywający się pod dokument o kultowej Paktofonice. Owszem, z czasem doczekaliśmy się dzieła o Moleście, niemniej robionego na zasadzie „Skandal i coś tam potem”, przypominającego pierwszy odcinek serialu, do którego ktoś dosztukował epilog. To kropla w morzu, podobnie jak książkowe biografie, podchodzące zresztą do samej twórczości po macoszemu, zdawkowo, jak do czegoś, co trzeba utknąć między budowaniem sobie pomników a ploteczkami i sensacjami. Poza tym trochę wywiadów zebranych bez klucza, wybiórcze antologie, leksykony przypominające dziś wikipedię na papierze. Mało. Za mało. I trzeba coś z tym zrobić.
Dzięki współpracy Audioteki i CGM, której rezultatem jest podcast „Od Kimona do Maty: historia polskiego rapu” jest szansa nadrobić stracony czas, pokleić to, co do siebie pozornie nie pasuje. Nie mamy obrazu, mamy dźwięk, ale muzyki się przecież słucha, rap kręci się wokół słowa. Mamy motywację, by zanurzyć się w muzyce schyłkowego PRL-u i spróbować zastanowić się nad tym, czy ten rap początku lat 90. był przeszczepiony, czy może jednak miał z czego wykiełkować albo przynajmniej dostał glebę, w której prosto było mu się ukorzenić. Mamy szansę prześledzić ile z Numera, członka Warszafskiego Deszczu, funkującego lekkoducha najntisów i lat zerowych, do którego nie bez kozery przylepiła się dewiza „zawsze spoko”, znalazło się u jego spadkobierców – debiutującego w latach 10. Kuby Knapa, a potem u Szczyla, jednego z najciekawszych debiutów 2021 roku. Bez eksperymentów Kazika nie byłoby Ostrego, bez Ostrego nie byłoby Maty. To znaczy tworzyliby, jednak z pewnością nie tak samo. „Od Kimona do Maty” to nie jest historia judo, to spacer od szemranych dyskotek Franka Kimono do pełnych dymu balang na wiślanych schodkach z tekstów młodego Matczaka.
Z jednej strony odszukujemy w meblościankach i w regałach bibliotecznych zapomniane magazyny i gazety, żeby pocytować to, co oddawało ówczesne emocje, przybliżyć tamte oceny. Z drugiej słuchamy ważnych (a to nie zawsze tożsame z „głośnych”) płyt i dyskutujemy, analizując je z obecnej perspektywy. To nie ma być wykład, to ma być rozmowa dobrze przygotowanych kompanów, żywa i bez cięć. Albumy stają się punktem wyjścia do podróży w czasie. No bo jak mówić o Paktofonice i Slums Attack bez spojrzenia na narodziny sceny śląskiej i wielkopolskiej? Jak puentować rozmowę, bez spojrzenia na konsekwencje tej twórczości, pokolenia ich dokonaniami zainspirowane?
Co tu dużo kryć, źródła wysychają. Pamięć ludzka jest zawodna. Fakty bywają trudne, a z czasem niemożliwe do ustalenia. Zostają opinie, nieostre wspomnienia. Im ich więcej, tym obraz pełniejszy. Dlatego każdy odcinek wiąże się z rozmową z gościem – dla jednych będzie to dalszy ciąg brania nagrań pod lupę, dla innych ocean nostalgii do przepłynięcia. Dlatego sięgamy po twórców kluczowych dla omawianych akurat lat, próbujemy wspólnie powiązać ze sobą premiery, dotrzeć do tego jak powstawały klasyki, a między artystami rodziła się chemia. To puzzle ułożone dla Audioteki z dziesiątek elementów.
Polskie „Hip-Hop Evolution”? Nie, ale krok w tę stronę, pełniejszy, bo ujęty aż w trzydziestu długich odcinkach obraz zależności, rapowe panoramy miast, kronika przemian w wersach, puls osiedli w bitach. Dla nas praca i zabawa, dla Was szansa na świadome słuchanie i poznanie od podszewki hermetycznej sceny – tej, której najpierw nie odbierano na poważnie, a potem topiono ją w lukrze, która podupadała i odradzała się silniejsza, zawadiackim krokiem od zinów doszła do podcastów. Dalej puszczona w miasto staje się sensacją, dalej buja całym blokiem, aż szyby lecą z okien, dalej nie brakuje jej inteligencji, również tej pato. Przewodnicy się przydadzą. A może to początek prawdziwej odysei?
Nowe odcinki podcastu będą się pojawiały w piątki o 10.00. Przez weekend każdy nowy odcinek będzie dostępny do odsłuchu za darmo w aplikacji Audioteki, a potem w ramach usługi Audioteka Klub. Pierwszy odcinek pozostaje darmowy przez cały czas, natomiast czwarty pojawi się w formie wideo na YouTube.
Nowych odcinków podcastu szukaj tutaj.