Zaczęło się dwa lata temu we Wrocławiu, od nienazwanego projektu Bartka Kapłońskiego (gitarzysta, realizator dźwięku, kompozytor m.in. przebojów Moniki Brodki) i Andrzeja Strzemżalskiego (wokalista, klarnecista, pianista, kompozytor muzyki do filmów niezależnych). „Trafiłem na koncert pierwszej kapeli Andrzeja” – wspomina Bartek. „Usłyszałem jeden numer, grali akurat cover i stwierdziłem że chłopak potrafi zaśpiewać po angielsku tak, że nie czuć obciachu, że jest w tym potencjał. Stwierdziłem, że warto coś razem zrobić, mimo że dzieliła nas różnica wieku. Na początku próbowaliśmy niezobowiązująco, aż w końcu zaczęło to przybierać konkretne kształty”.
Bardzo konkretne – duet nagrał w profesjonalnym studiu cały materiał na płytę, ale… „Jak skończyliśmy, stwierdziliśmy że nie o to nam jednak chodziło. Nie chcieliśmy wydawać czegoś, co nie do końca spełnia nasze oczekiwania. Zamiast pracy w domu, postawiliśmy na stworzenie zespołu z prawdziwego zdarzenia”. Skład uzupełnili Paweł Rosiak (basista, który grał z Andrzejem we wspomnianym młodzieńczym zespole) i Bolek Wilczek (perkusista). „Granie na żywo, w cztery osoby, natychmiast daje pazur” – mówi Bartek. „Piosenki nabierają wspólnego sznytu wynikającego z osobowości muzyków. Nie ma tego, gdy pracuje się przy komputerze”.
Wiosną 2008 roku, niedługo po zebraniu składu, pojawiła się możliwość udziału w „Nowej generacji” – konkursie dla młodych zespołów na antenie TV4. Wtedy też powstała nazwa. „Musieliśmy jakoś podpisać zgłoszenie i zaczęliśmy wypisywać pomysły, co tylko człowiekowi przychodzi do głowy. LOV należała do ciekawszych propozycji, a ponieważ nie było czasu na jakiekolwiek konsultacje – wysłaliśmy zgłoszenie bez namysłu. Okazało się, że nazwa się sprawdziła. Jest krótka, intrygująca i dobrze się ją skanduje na koncertach” – opowiadają ze śmiechem (choć naprawdę koncerty dopiero przed nimi). Dodają, że wymyślony wyraz należy czytać fonetycznie: „low”.
Zespół przygotował na konkurs własną kompozycję oraz energetyczną wersję „Kiedy byłem małym chłopcem” Breakoutów. Urzekł jury, przedzierając się przez kolejne etapy, aż do zwycięstwa. „Musieliśmy być niezwykle sprawni, bo na wszystko było bardzo mało czasu” – wspomina Bartek. „Tempo wykluczało zastanawianie – trzeba było iść za intuicją. Ważne, że mieliśmy cel i że dużo ze sobą przebywaliśmy: graliśmy pięć dni w tygodniu, po kilka godzin. Wykształciła się przyjacielsko-koleżeńska ekipa. Okazało się że pasujemy do siebie, że dobrze nam się pracuje. Program dał nam też potężny impuls wizerunkowy. Pokazaliśmy się, ludzie mogli się przekonać, że mamy swój styl, bo nawet robiąc covery przemycaliśmy coś swojego, zaskakującego”.
Konsekwencją „Nowej Generacji” był występ na TOPtrendach i otrzymana tam nagroda jury. Wiązała się z tym też niezależność finansowa i artystyczna. Mając opłaconą sesję nagraniową, bez żadnych nacisków i sugestii, zespół wszedł do studia w Radiu Gdańsk, by nagrać piosenki pod okiem uznanego producenta, Tomasza Bonarowskiego.
„Zaczęliśmy pracować po TOPtrendach, całość powstała w 9 miesięcy” – mówi Bartek. „Chcieliśmy, żeby materiał powstał szybko, szkoda było zmarnować medialny potencjał. Poszło sprawnie. Dzięki zespołowej pracy mieliśmy dobrze opanowane piosenki – mogliśmy nagrywać w studiu na tzw. setkę. Podstawowe instrumenty tworzyły trzon do którego dokładaliśmy tylko drobiazgi. Chodziło o przeniesienie klimatu znanego z występów w ‘Nowej Generacji’, żeby to miało charakter, bez producenckich sztuczek”.
Poniżej można zobaczyć jak pracowało się w studio. Oto krótki reportaż:
Po premierze płyty (sierpień/wrzesień 2009) zespół zamierza spotykać się z fanami na koncertach. Biorąc pod uwagę fakt, że zdobył ich już dziesiątki tysięcy wyłącznie za sprawą telewizji i Internetu – rok 2009 będzie należał do LOV.