fot. mat. pras.
Organizatorzy Konkursu Piosenki Eurowizji od lat podkreślają, że impreza jest miejscem, w którym pochodzenie, kolor skóry, wyznanie czy orientacja seksualna nie mają żadnego znaczenia. Nie wszyscy to akceptują, stąd niemal każdej edycji zmagań towarzyszą kontrowersje. W jednym z wywiadów udzielonych wygranym przez Conchitę Wurst konkursie w 2014 roku Donatan mówił: – Po tym, co widzę, co się dzieje w Europie, mam ochotę naprzeciw promować nasze naturalne piękno, bo za chwilę staniemy się mniejszością seksualną i będziemy musieli manifestować na paradach, że jesteśmy hetero. Jak można nie być seksistą w otoczeniu tak pięknych pań? Jestem seksistą i jest pewnie układ patriarchalny, bo tak to się nazywa jak mężczyzna sprawia pieczę nad tak ślicznymi kurkami. Natomiast wolę być seksistą i nienowoczesnym człowiekiem niż supernowoczesną Europą Zachodnią.
To, że progresywny charakter Eurowizji, nie wszystkim odpowiada, jest powszechnie znanym faktem. Nigdy wcześniej nie doprowadziło to jednak do tego, by któryś kraj wycofał się ze zmagań. W październiku dowiedzieliśmy się, że w przyszłorocznym konkursie nie wystartuje reprezentacja Węgier. Wówczas nie podano powodów tej decyzji, jednak dzięki brytyjskiemu „The Guardian” dowiadujemy się, co za nią stało.
Informatorzy „Guardiana” donoszą, że Węgry wycofały się z imprezy ze względu na jej „homoseksualny wydźwięk”, który nie odpowiada włodarzom publicznej ani władzom państwa. Eurowizyjna promocja LGBT+ została potraktowana jako „ryzyko uszczerbku na zdrowiu dla całych Węgier”.
Rzecznik węgierskiego rządu dementuje informacje „Guardiana”, nie podaje jednak powodów, dla których Węgry wycofały się z imprezy, co dziennikarze gazety odbierają jako potwierdzenie ich wersji.