Dwa tygodnie temu Diddy został aresztowany w Nowym Jorku. Artysta usilnie stara się wyjść za kaucją, proponował już nawet poręczenie w wysokości 50 mln dolarów (2 mln w gotówce, resztę w nieruchomościach), ale sędzia pozostaje nieugięty i odrzuca jego wnioski.
Niektórzy podejrzewali, że opływający na co dzień w luksusy Diddy, ma za kratami specjalne przywileje, ale to nieprawda. Hiphopowy potentat może liczyć na takie same warunki, jak pozostałe osoby przebywające w areszcie. Potwierdził to były więzień Timothy Smith, znany z australijskiej wersji „Ślubu od pierwszego wejrzenia”. W rozmowie z „Daily Mail Australia” stwierdził, że „pieniądze i sława Diddy’ego nie przynoszą mu żadnych korzyści w więzieniu” i podkreślił, że w placówce federalnej nikt nie może liczyć na specjalne traktowanie.
SPRAWDŹ TAKŻE: Justin Bieber przeszedł przez piekło u Diddy’ego
Sean Combs przebywa w izolatce, co oznacza nie tylko brak dostępu do innych więźniów, ale również do środków masowego przekazu. Diddy może liczyć jedynie na literaturę – oprócz Biblii twórca może otrzymać jedną książkę tygodniowo.
Przebywający w areszcie federalnym mają prawo do rozmów telefonicznych, ale pula minut, które mogą wykorzystać w danym miesiącu, jest ściśle limitowana.
– Miesięcznie dostajesz 300 minut. Jeśli rozmawiasz przez telefon 30 minut dziennie, po 10 dniach nie masz już dostępu do telefonu. Zdarza się, że minuty kończą ci się już w pierwszym tygodniu i wtedy do końca miesiąca pozostaje ci tylko rozmawianie z samym sobą – zauważył były więzień.