fot. Karol Makurat
Od miesięcy w mediach porusza się temat wykorzystywania koni do transportu ludzi na trasie do Morskiego Oka. Fundacja „Viva!” przedstawiła szokujące dane, z których wynika, że zwierzęta pracujące na tej trasie są przeciążone. – W rzeźni w ciągu 10 lat zabito 422 konie. Te konie po prostu nie wytrzymały pracy. W wyniku tej pracy nie nadawały się już absolutnie do niczego. Nie chciał ich kupi nikt oprócz rzeźnika – komentuje reprezentująca „Vivę!” Anna Plaszczyk.
Mimo to fiakrzy nie chcą słyszeć o zastąpieniu koni meleksami, więc mimo iż od 1 czerwca konie po pokonaniu trasy do Morskiego Oka mają mieć godzinną przerwę, to na razie nie zanosi się na to, by miały stamtąd zniknąć.
Bracia Golec pielęgnują góralskie tradycje i wygląda na to, że konflikcie jasno opowiadają się po jednej ze stron. Tak robi przynajmniej jeden z nich – Paweł Golec, który w rozmowie z „Faktem” powiedział:
– Koń od zawsze był w górach, tak jak i owca. Wszystkie zwierzęta były w górach. Ludzie z tego żyją i po prostu mają takie biznesy. Dla mnie to jest naturalna rzecz. Jeżeli zwierzę jest dobrze traktowane, głaskane, karmione, to niech sobie wędruje. Uważam, że jest to dziwny temat i kompletnie nie rozumiem całego szumu wokół tego. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że musi to być wszystko zgodne z prawem, żeby to zwierzątko było szanowane. Trzeba pamiętać o odpoczynku i wszystkim. Koniec końców to zwierzęta mają służyć ludziom, a nie na odwrót.
Byłem dwa tygodnie temu w Londynie. Tam przecież policjanci jeżdżą na koniach. W Nowym Jorku. Wszędzie są dorożki. W Stanach Zjednoczonych czy Europie. Moim zdaniem to trochę nadmuchany przez media temat – stwierdził.
