Chris Carson wyciąga esencję z tego, co teraz (a przynajmniej do niedawna) najmodniejsze w Stanach. Tak, trap ściele się tutaj gęsto, basy walą obuchem, a hi-haty szatkują te metaliczne, nieludzkie podkłady do najdrobniejszych cząstek. Tak, równolegle do tych warczących podkładów pojawiają się przestrzenne, płynące cloudy z gatunku tych, gdy człowiek nie wie już, czy jest bardziej „głębiej”, czy „wyżej” – pisał w recenzji albumu „Made in Heaven” Palucha i Chrisa Carsona Karol Stefańczyk. W wywiadzie udzielonym Karolinie Dobkowskiej z Popkillera Paluch przyznaje, że miał świadomość, iż jego fani mogą chłodno przyjąć materiał różniący się znacznie w warstwie muzycznej od jego poprzednich dokonań. Uważam, że w Polsce ludzie nie kumają jeszcze bujania się „na dwa”, cały czas jest taka typowa „siekierka”. Jak wjeżdża bit typowo trapowy, to oni nie za bardzo wiedzą, jak się ruszać – mówi raper, który na przestrzeni ostatnich miesięcy zdążył sprawdzić odbiór nowych kawałków na koncertach.
Wiadomo że wśród tych kilkuset osób znajdzie się kilkadziesiąt czy tam powiedzmy połowa ludzi, która czai ten klimat, ale to nie jest to, co polski odbiorca lubi. Miałem tego świadomość robiąc ten materiał, ale uważam, że przyjął się zajebiście, co potwierdza sprzedaż („Made in Heaven” uzyskało status złotej płyty – przyp. red.) i frekwencja na koncertach – podsumowuje poznański raper.