Jak są koncerty, to złą jakość nagłośnienia rekompensujemy darciem mordy, co w efekcie daje zero jakiegokolwiek zrozumienia, a przecież raperzy z koncertów zarabiają więcej niż zespoły rockowe po cztery osoby w składzie, gdzie trzeba zrobić soundcheck i ogólnie się np. nastroić – kontynuuje producent. Powinno być „dobre nagłośnienie albo tu nie gram”, bo to już te czasy są, ale po co, jak się odwali swoje, weźmie hajs i pojedzie, a ludzie przyzwyczajeni do takiej ściany dźwięku, powiedzą „ok”. Takie jest właśnie ogólne podejście we wszystkim.
Nie dam jednak sobie wmówić, że hip-hop ustępuje kreatywnością innym gatunkom i jest gorszą muzyką, bo opiera się na pętlach i gadaniu, bo największą sztuką jest znalezienie złotego środka, którego w tym akurat gatunku jest okrutnie dużo z uwagi na to, że chęć jego tworzenia wywodzi się to z ogromnej determinacji i zrobienia czegoś z naprawdę niczego, ale z jakością bywa cieniutko. Chciałbym, żeby się to zmieniło i nie mam tu na myśli górnej półki, ale właśnie tych budujących nowe pokolenie tej muzyki – kończy Matheo.