fot. Karol Makurat / tarakum.pl
„Sylwester Marzeń z Dwójką” po latach wrócił do nazwy „Sylwester z Dwójką”. Impreza odbyła się tradycyjnie w Zakopanem i jedną z jej gwiazd – również poniekąd tradycyjnie – była Maryla Rodowicz. Media informowały o zakulisowych problemach gwiazdy z organizatorami i ochroną, która nie chciała jej wpuścić na próbę. Artystka potwierdziła te doniesienia w facebookowym wpisie.
– To prawda, że służby porządkowe nie chciały mnie wpuścić na próbę i to dwukrotnie. Nie pomogły teksty, że ja na próbę. „Dowód poproszę”… ale ja nie mam dowodu… „no to pani nie wejdzie. Taki mamy prikaz”. Faktycznie, w tym roku, czyli w tamtym, porządkowi mieli takie dyrektywy, że tylko z dowodem i trzeba było być na liście. Poszła fama, że na terenie miały być rozmieszczone kamery i że mysz się nie przeciśnie. Akurat. Ja mam zwyczaj stania za kulisami w pełnej gotowości, w kostiumie, co najmniej pół godziny przed wejściem na scenę. To jest dosyć uciążliwe, bo za kulisami jest mało miejsca. Byłam bez przerwy przeganiana z miejsca na miejsce w dość chamski sposób. Nosz, pomyślałam sobie, po finale syknę do tego panoszącego się inspicjenta… „jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz k…, to ci przyp…., ale zapomniałam i przypomniało mi się dopiero w hotelu. Mocno wkurzające były lansujące się za kulisami w trakcie koncertu, osoby, zupełnie niezwiązane z imprezą, tak zwani krewni i znajomi królika. Tu się przebierają półgołe tancerki, tu się przygotowują artyści do wejścia na scenę, a tu się pałętają uhahane obce ciała. A miała się nie przecisnąć nawet mysz. Dobrze,że w ogóle mnie dopuścili na scenę. I że byłam w Zakopanem, bo mam słabość do górali, do ich muzyki, do ich folkloru, do knajp, do oscypków z grilla, do rydzów z patelni i w ogóle, hej! – podsumowała tegoroczną imprezę gwiazda.