fot. Karol Makurat / tarakum.pl
Top Of The Top Sopot Festival za nami. Telewizyjne imprezy nie zbierają w ostatnich latach dobrych ocen i na tym tle wydarzenie TVN-u mimo wszystko się wyróżniało. Podsumowująca festiwal Maryla Rodowicz gani organizatorów za pewne rzeczy, ale sporo elementów też chwali. Ktoś mógłby napisać, że artystka wylewa swój żal za to, że jej nie zaproszono. Tylko, że ona była zaproszona, ale odmówiła, gdyż – jak sama twierdzi – uznała, że „jest jej za dużo w telewizji”.
– Obejrzałam pilnie od A do Z. Lubię oglądać konkurencję – jakie kreacje, jakie wokale, jakie piosenki – zaczyna Maryla Rodowicz, po czym przechodzi do opisu komentarza dotyczącego czwartego dnia festiwalu. – Czułam, że tak będzie. I tak było. Ciężkie, orkiestrowe aranżacje zabiły większość piosenek. Jak można tak aranżować delikatne, ulotne utwory np. Marka Grechuty? I nie pomogły dobre wokale. Żal. Nie dano publiczności szansy na przeżywanie razem z artystami wzruszeń – np. „Jeszcze w zielone gramy” (świetna Kasia Moś) – ludzie aż wstali, owacje, wzruszenie, a tu od razu następny utwór. Tak było też po piosence Krystyny Prońko „Za czym kolejka ta stoi” – standing ovation i bum – wchodzi muzyka, a wykonawca tup, tup znika ze sceny – pisze.
– Od współpracy z orkiestrą uchronił się Mrozu, który zagrał ze swoimi muzykami. Chwałą mu za to. I nie chodzi o to, że to była zła orkiestra, wręcz przeciwnie. Ale te brzmienia nie pasowały do większości piosene. Świetnie wypadła Alicja Majewska z Bajorem, ale ich uhronił Korcz. Ludzie mają w głowach określone harmonie, linie melodyczne, pauzy. Taka masa dźwięków po prostu psuje utwór i nie pozwala słuchaczowi delektować się znajomą formą ukochanej piosenki – kontynuuje.
Nie jest też tak, że pani Maryli nic się nie podobało. Przeciwnie – gwiazda dostrzega też mocne strony wydarzenia.
– Kayah wiadomo – piękny wokal, zawsze się obroni. I te nogi do nieba. Byłam też pod wrażeniem kreacji koleżanek, naprawdę się postarały dziewczyny. Brawo. W pierwszym koncercie, poniedziałkowym, zachwyciła mnie muzyczna strona, świetne otwarcie – Zalewski, siostra Przybysz, Margaret. Super soulowe aranżacje, zawodowe dęciaki, no i wybitne wokale. A już to, co pokazali Igor Herbut z Sarą James – czapki z głów. Po prostu dzieło. Bardzo mi się podobało podejście organizatorów do repertuaru artystów. Czuło się, że nikt niczego nie narzucał, wszyscy mieli wolną rękę w wyborze swoich piosenek. I to było słychać i czuć, i mają za to plusy dodatnie, jak mawiał pan Lech Wałęsa.
Teraz prowadzący, czyli konferansjerzy. Przezabawny Prokop (mnie zawsze śmieszy), no i świetny Stuhr. Aaa… muszę jeszcze napisać o oryginalnej choreografii, która towarzyszyła niektórym wykonawcom. To było świeże, inne od znajomych „pajacyków „tancerzy, które zwykle oglądamy w TV. To tyle mojego wymądrzania się na temat – podsumowuje na fanpage’u Maryla Rodowicz.
O opinię na temat Top Of The Top Sopot Festivalu Marylę Rodowicz poprosiła również redakcja Plotka, pytając ją m.in. o występ Julii Wieniawy. Tutaj artystka odpowiedziała krótko: – Mam zasadę, że albo się zachwycam, albo nie komentuję.