fot. mat. pras.
Wczoraj w sieci pojawił się luźny kawałek KęKę „20 lat (4:01 Unboxing)”. Raper wprowadza nim w klimat swojej nadchodzącej płyty, przedstawia tracklistę i zaproszonych gości, a przy okazji podsumowuje swoją dotychczasową drogę. Choć od wydania jego pierwszego krążka „Takie rzeczy” minęła nieco ponad dekada, w praktyce artysta jest na scenie znacznie dłużej.
– Nie pamiętam, dlaczego i kiedy zacząłem rapować. Znaczy nie pamiętam dokładnie pierwszej próby ani tego, co miałem w głowie. Na 99% to był 2001 r., bo z 2002 r. mam już jakieś nagrywki, a nie były one pierwsze.
23 lata, oczywiście z różną intensywnością.
Legalny debiut miałem w 2013 r., a to znaczy, że choć to moja siódma płyta i od takich rzeczy minęło dziesięć i półroku, a mój dorobek powoli pozycjonuje mnie w kategorii „oldschool”, to nadal dłużej byłem w podziemiu niż jestem na legalu. Ponad 12 lat od pierwszych nagrywek do momentu wydania debiutanckiej płyty. Taka tam zajawka – śmieje się w mediach społecznościowych raper.
Dziś coraz częściej słyszymy tezę, że raperzy zajęli się muzyką, ponieważ od początku wietrzyli w tym dobry interes. KęKę podkreśla, że u niego motywacja była zupełnie inna.
– To nie jest historia o zawziętości i dążeniu do celu, walce o marzenia etc. Nie zaciskałem zębów, żeby rapować, wierząc, że to mi da chleb. Po prostu tym żyłem. Rap był pasją. Terapeutą. Zabawą. Odskocznią. Momentami był częścią życia, momentami jego sensem. Pomyśleć, że gdybym umiał śpiewać, byłby to pewnie rock lub disco polo. Ech, coś poszło nie tak – podsumowuje artysta.