foto: mat. pras.
W listopadzie do sklepów trafi nowa płyta Filipka zatytułowana „Gambit”. Nie wiadomo jeszcze, jak będzie wyglądała jej koncertowa promocja, ponieważ nadal jesteśmy dalecy od wygrania walki z koronawirusem. Zamiast więc planować koncertową przyszłość Filipek przytacza fanom anegdoty z przeszłości. Słuchacze poprosili artystę o wskazanie najgorszych i najdziwniejszych sytuacji, jakie zdarzyły mu się w trasie. Oto co odpowiedział reprezentant QueQuality.
Sprawdź też: Filipek o Szpaku i Oxonie
– Po „Następnym do piekła” zagrałem z 30 koncertów w bardzo krótkim odstępie czasu. Były ultrakozackie jak w Krakowie, gdzie naprawdę byłem wzruszony, jak leciałem „Dworzec Kraków” albo w Siedlcach, gdzie było kilkaset osób, w Energy tak samo. Ale były też takie, gdzie podbijaliśmy pod klub, a chłopa butowali w pięć osób, gdzie striptizerzy przebierali się na backstage’u z nami, gdzie w Białymstoku organizatorzy wyj***ali mnie na siano. Kupiłem specjalnie po tej płycie auto i czułem się jak szofer Kondzi. Ale to był mój 2019, raz na wozie, raz pod wozem – skomentował
– Dwa razy zagrałem na koncercie, na którym były trzy osoby, bo organizatorzy dali wydarzenie zamknięte na FB xD. Raz byłem na bitwie, po której mnie i Czeskiego gnali kibice Polonii Bytom (w Żywcu, miałem 18 lat). Raz na bitwie o Ciechanów ktoś mi na cypherze pod klubem zapier***lił z baniaka, bo uznał, że dissuję jego pannę (w ogóle nie nawijałem do niego). Kiedyś po koncercie w Zgierzu pobiłem się z bratem właściciela hotelu i musiałem zapłacić z Bonsonem tysiaka kary za dziurę w scenie. Kiedyś Kondzia zniknął po koncercie w Krakowie i wrócił dopiero po 12 godzinach, jak pakowaliśmy się do Łodzi. No generalnie moje życie to jeden wielki film akcji – dodał raper.
