Porównania ubiegłorocznej EP-ki „C30-C39” do „Najebawszy” Smarki Smarka oczywiście były na wyrost, tak samo jak przesadzone są zachwyty nad tegorocznym „Art Brut”. PRO8L3M wciąż czeka na swój sprawdzian. Taki, gdy prostoty podkładów nie będzie się tłumaczyło ich brudem, a niechlujstw rapera – nonszalancją i surowością. Mimo wszystko, nadal mamy do czynienia z jednym z ciekawszych materiałów ostatnich miesięcy, a obecność Oskara i Steeza w tym zestawieniu jest tego najlepszym dowodem. „Jakby kończył się” to tykająca bomba na fragmencie z Haliny Frąckowiak i prawdziwy popis offbeatu. W innym miejscu pisałem, że Oskar ma w sobie coś z Pona i Sokoła: rymy same wklejają mu się w wersy, a do tego ma ten pożądany w ulicznym rapie zmysł narracji, gdy potrafi i pociągnąć historię, i umiejętnie naszkicować bohaterów.
09. DonGuralEsko – „Mandala”
Słucham „Mandali” i mam poczucie, że ten piękny klip, towarzyszący utworowi, jest już jakby wpisany w sam podkład. Czuć w nim górską przestrzeń, szorstkość drewna zbieranego na opał, jesienną nostalgię. Zwrot w stronę natury w przypadku Gurala zupełnie nie dziwi, w końcu te szamańsko-pogańskie wątki od czasu do czasu powracają w twórczości poznaniaka. A jednak, w tym „miksie chaosu i zdrowego rozsądku”, gęstych elipsach i nieoczywistych skojarzeniach (od Włóczykija do Hölderlina, od meridian do tytułowej mandali) jeszcze nigdy nie było tyle melancholii.
08. Czarny HIFI feat. Sokół (na zdjęciu) – „Latami”
Produkcja Czarnego opowiada tu niejako własną historię. Misterny aranż, fantastycznie zaprogramowane bębny, ze smakiem wprowadzane smyczki i gitara. Na takich instrumentalach chciałoby się słyszeć Sokoła jak najczęściej. Tempo i nastrój wydają się skrojone pod głos, mówione flow i narracyjne skłonności szefa Prosto. Nie wiem, co bardziej mi się podoba w tej opowieści: sceny w zwolnionym tempie, zdumiewające drobiazgi („zwykły kapsel, ale komuś spadł w piach niezwykle”) czy rzucone tu i ówdzie refleksje („I w tym kawałku kłamią – pogody, nie pokory uczy nas czas”). Tak sobie teraz myślę, że duet Sokół/Czarny mógłby dostarczyć materiał na miarę „Człowieka, który chciał ukraść alfabet” Eldo i Bitniksów.
07. VNM, Kuba Knap, W.E.N.A., Kuban – „Tour Of The Year”
„Kiedyś kombinacja V, WENA, Smarki Smark / Teraz święta trójca Kuban, Quebo, no i Kuba Knap”, rapuje Kuban w „Tour Of The Year”, klipie promującą wspólną trasę koncertową MC`s. I chociaż w klipie zabrakło zwrotki Quebo, który przecież też wziął udział w tournée, jakoś specjalnie tego nie żałuję, bo i tak jest się czym tutaj zachwycać. Począwszy od mocarnego, bujającego bitu So Drumatica po wszystkie cztery zwrotki, spośród których trudno wybrać tę najlepszą. Średnie pokolenie raperów spotyka się z tym najmłodszym i wszyscy się świetnie dogadują (o czym najlepiej przekonuje nas wideo, gdzie każdy rapuje cudzą szesnastkę). Nie jest tak źle z tym polskim rapem.
06. Sarius – „True Newschool”
Tak, to prawdziwy newschool. Brawurowy, wkurwiony, do bólu brytyjski. Taki, o jakim marzy wielu polskich MC`s, zapatrzonych w zachodnie wzorce. Tymczasem zaskoczenie, bo rzecz wychodzi z warsztatu Ostrego, tego łódzkiego skrzypka, który ponoć już lata temu się wypalił, który nie czuje trendów i tylko miłość do prawdziwego hip-hopu mu w głowie. A nawet jeśli jako raper rzeczywiście złapał zadyszkę, Asfalt Records nie musi się martwić. Właśnie znaleźli następcę. Może jeszcze nie dziś, ale już jutro Sarius ma szansę, by być najlepszym w Polsce. „Nie wiem, co siedzi w nas – weed, wyborowa, browar / Sny, nuda, Częstochowa, chęć utarcia światu nosa”. Obserwujcie częstochowską scenę (Sensi, Żyto, Centrum Strona), bo warto.
05. Vixen – „Ahooj (kawałek o starym rybaku)”
Trafnie stwierdził Marcin Flint na łamach naszego portalu, że Vixen ma zadatki na rapowego wizjonera. 25-latek z Czańca leci na zupełnie własny sposób, a jego artystyczne ambicje z płyty na płytę zataczają coraz szersze kręgi. Chłopak bada grunt, gdzie się da; czasami ugrzęźnie na mieliźnie, ale na ogół te muzyczne poszukiwania tylko dodają mu wiatru w żagle. Przykładem jest „Ahooj”, rozśpiewany, fantastycznie pomyślany numer z morską melodią w tle. Kawałek pojawił się na rynku przed wakacjami i gdyby tylko doczekał się w porę odpowiedniego teledysku, mógł stać się nie lada przebojem. W moim odtwarzaczu rozsiadł się pod koniec czerwca i nie opuścił go aż do września.
04. B.O.K. – „Nic przez c z kreską”
„Nic przez C z kreską” to bodaj jedyny numer na nowym albumie B.O.K., gdy Bisz rezygnuje z socjologicznych obserwacji na rzecz introspekcji i kilku osobistych wynurzeń. W efekcie otrzymaliśmy piękną, autobiograficzną opowieść o muzyce, która „udziela amnestii demonom”, a z „mozaiki słabości” jest w stanie skomponować „ikonę wojownika”. Ciężkie, patetyczne instrumentarium zespołu na chwilę zyskuje lekkość, melodię, w refrenie słyszymy – co jest na „Labiryncie Babel” rzadkością – Kaya.
03. HV/Noon feat. Eldo – „Wilk”
Choć na całym albumie praca między oboma producentami, jak można wnioskować po brzmieniu, została rozdzielona po równo, tak „Wilk” ewidentnie nosi ślady stylu Noona. Nisko zawieszona, wręcz sunąca po ziemi perkusja i przestrzenne, niepokojące tło domagały się głosu szorstkiego, pewnego – takiego, który zamiast technicznych wygibasów dostarczy konceptualny, przemyślany od pierwszej do ostatniej linijki tekst. Wybór Eldo był tu strzałem w dziesiątkę. W takim otoczeniu Leszek może bez najmniejszego poczucia autoplagiatu snuć tę swoją autorską, poetycką pochwałę wolności, indywidualizmu i miejskich stepów. Nawet jeśli taniec z księżycem, siedzenie na parapecie czy ucieczka w samotność to obrazy, które znamy z wielu innych jego nagrań – w tym wciągającym, klimatycznym utworze są sugestywne jak nigdy wcześniej.
02. Ten Typ Mes – „Głupia, spięta dresiara”
Początkowo chciałem, by w tym rankingu znalazł się „Będę na działce”, letni przebój działkowiczów, którego mistrzostwa, użycia sampli (flet, Ali-Babki) i g-funkowego sznytu w momencie premiery „Trzeba było zostać dresiarzem” nie doceniłem . Uznałem jednak, że na rehabilitację Mesa jeszcze przyjdzie czas przy okazji rankingu albumów, a w tym miejscu trzeba wyróżnić jeden z najjaśniejszych punktów tamtego krążka – brawurową „Głupią, spiętą dresiarę”. Wszystko tu jest na swoim miejscu: od nośnego, koncertowego refrenu, przez hulający podkład (to być może najlepsze klawisze od czasu „Nie z tą, to z tamtą” Szybkiego Szmalu… i Mesa), po błyskotliwe, trafiające w punkt, a przy okazji nawinięte bez nadęcia uwagi w zwrotkach.
01. Kuba Knap – „Mhm”
Trzeba mieć jaja, by swój debiutancki album promować pięciominutowym singlem, w którym nie ma nawet miejsca na refren. Knap wiedział jednak, że z tą produkcją Szoguna może sobie na to pozwolić. Owinięty wokół samplowanego wokalu, dopieszczony aranż wprowadza na arenę m.in. południową, połamaną perkusję i gitarę, która potrafi przeciągle zawyć, ale też złapać funkowy groove. Nie traci przy tym Szogun melodii, blues filtruje tu przez teksański hip-hop, a już Knapowi zostawia przyjemność podlania całości polskim sosem. „Nawet mi się nie chce udawać / Choć jestem po wiejsku jowialny to jednak trochem zwarszawiał”, rapuje w pewnym momencie i trafia w dziesiątkę, bo styl to bardzo warszawski, najeżony follow-upami do tamtejszej sceny (Eis, Molesta), a przy tym pozbawiony maniery i pretensji. Taki, który bez najmniejszego problemu skomentuje scenę krótkim: „Stylówa szczera jak kreski na kartach wyborczych / Poparta wiedzą jak kreski na kartach wyborczych”, by zaraz na tym samym patencie uderzyć w zupełnie inne tony: „Jestem najlepszym, jakiego miałaś, nikt cię nie wydyma jak ja / Jestem najgorszym, jakiego miałaś, nikt cię nie wydyma jak ja”. Ale siła Kuby tkwi nie tylko w takich błyskotliwych, chamskich grach słownych. Lubię ten wypełzający znikąd moment zadumy, który co jakiś czas bezpretensjonalnie wciska się w wersy przedstawiciela Alkopoligamii: „Im więcej widzę tym mniej wiem, chore, tym niemniej patrzę wytrwale / Drapię to, bywam chamem wobec kobiet, nie wiem czy chcę to odsunąć”. „Mhm” to przelot przez wszystkie te tematy, które będą się pojawiały na albumie „Lecę, chwila, spadam”, a przy okazji chyba najbardziej reprezentatywny – obok „Łajz lajf” – numer w dotychczasowym dorobku Knapa. Powiew świeżości.