fot. mat. pras.
Nie będzie żadną przesadą stwierdzenie, że na rapie Płomienia 81 wychowało się wiele tysięcy słuchaczy tego gatunku w Polsce. Pezet i Onar mieli jednak zawsze trochę pecha, bo w czasach podziału na jasną i ciemną stronę byli niemal idealnie pośrodku, a to były czasy największej polaryzacji słuchaczy. Co mają do zaoferowania dzisiaj, gdy scena wygląda już zupełnie inaczej?
Scena wygląda inaczej, ale Płomień 81 A.D. 2020 to na dobrą sprawę ten sam, stary dobry Płomień, co kilka(-naście) lat wstecz. To wciąż ursynowskie ulice, ciuchy odpowiednie do przesiadywania na ławkach, klatkach, picia piwka w plenerze czy stadnego przemieszczania po osiedlu, w celu poszukiwania mocniejszych wrażeń.
Sprawdź też: Dawid Podsiadło: „Walczcie z wirusem, nie z kobietami”
“Żadna mielizna, na tych osiedlach Płomień jak Biblia
Ja stoję sobie, że tak powiem, w przejściu
Wokół płoną płoną ciała innowierców
Żarty sobie robić jest naprawdę nie na miejscu
Z ludźmi, którzy robią to od lat dwudziestu
W nocy oczy zwierzakom się świecą jak kosa
Dziś powiesz że teraz rap to pop, chłopakom na blokach?
Zabiorą ci Gucci, zabiorą ci Supreme, chociaż chuj ich obchodzi moda”.
Wersy Onara z “Religii” to chyba najlepsza wizytówka “Szkoły 81”. Jeśli ktoś oczekiwał, że panowie nagle zmienią swoje style, ten się zawiedzie. Trudno powiedzieć, by na nowym albumie któryś z nich osiągnął maksimum swojego potencjału, tak Pezeta, jak i Onara słyszeliśmy już w lepszej formie. Niezmiennie jednak bardzo dobrze się uzupełniają, jest w tym chemia. Może też, ale to już z mojej strony, pewna tęsknota za rapowymi duetami, których tak niewiele zostało? Nie wiem, nie będę się upierał, że tak nie jest.
Panowie świetnie dobrali producentów (największe brawa: Rau, Louis Villain oraz Oer), ciekawie zestawili też gości, chociaż tym (czyli w sumie, jak i gospodarzom!) zdarzały się już lepsze wejścia. Szczególnie tyczy się to panów z Hemp Gru, Palucha oraz Kaczego. Chociaż, Bogiem a prawdą, trudno po utworze “Styl” było oczekiwać czegoś spektakularnego i innego.
Sprawdź też: Tau zaskakuje. Album „Dziecko Króla” nie ukaże się”
To w zasadzie tyczy się zresztą całego albumu. Jego siłą jest to, jak bardzo jest zakorzeniony w korzeniach blokowego hip-hopu, w którym zasady są jasne, przesłanie nieskomplikowane, a muzyka po prostu bujać i łączyć kumatych, a nie być rewią mody. Tu bardziej od wachlarza flow i jakichś skomplikowanych szarad słownych, metafor, liczy się prawdziwość dla gry.
Trudno było, jeśli ktoś na bieżąco śledził losy bohaterów tego wydawnictwa, liczyć na to, że “Szkoła 81” cokolwiek w polskim hip-hopie zmieni i ukaże nam nagle nowego Onara, jakiegoś zupełnie innego Pezeta. No nie, cudów nie ma. I nie można mieć z tego powodu do artystów też pretensji. Uznali, że warto wskrzesić płomień, czuć, że włożyli wiele wysiłku, żeby ten powrót wypadł okazale, postawili na formułę, którą jako duet (no dobra, z małą przerwą na trio dwie dekady temu) przesiąknęli do cna i zrealizowali ją w pełni. W dobie ciągłego poszukiwania nowej jakości, przekraczania kolejnych granic, czasem dobrze jest po prostu wrócić na osiedle. Tak po prostu, bez zadęcia, w czysto ursynowskim stylu.
Ocena: 3,5/5
Andrzej Cała