Tame Impala – „The Slow Rush” (recenzja)

Pora na relaks.

2020.02.14

opublikował:


Tame Impala – „The Slow Rush” (recenzja)

fot. mat. pras.

Na czwartej studyjnej płycie swojego autorskiego projektu Kevin Parker jeszcze bardziej idzie w dream-popowe klimaty i syntezatorowe, psychodeliczne pejzaże. Jeśli tęskniliście za hipnotycznymi dźwiękami niezapomnianych Australijczyków z Empire of the Sun, to na nowym albumie ich rodaka znajdziecie kwintesencję równie przyjemnego, relaksującego grania.

Niegdyś był wielką nadzieją indie rocka, z czasem jednak zmienił swój pomysł na muzykę. Kevin Parker, 34-letni Australijczyk, od poprzedniego albumu „Currents” (2015) zamiast melodii woli rytm, a gitary zastąpił stylowymi klawiszami, w których jest zarówno hippisowski „kosmos” rodem z lat 70. (Yes, Jethro Tull, Jefferson Airplane), ale przede wszystkim oniryczne plamy dźwiękowe tworzone w latach 90. przez grupy w rodzaju Air, Cassius, Daft Punk czy Stardust. W połączeniu daje to muzykę chyba najbardziej przypominającą dokonania duetu Empire of the Sun, który w 2008 roku zrobił wielką furorę swoim debiutanckim albumem „Walking on a Dream”.

Na swoim najnowszym wydawnictwie Tame Impala używa podobnych narzędzi, dzięki czemu już w lutym poznaliśmy najbardziej relaksującą płytę roku. Na szczęście oprócz wspomnianego, onirycznego „plumkania” w stylu mistrzów french-touch z Air („Posthumous Forgiveness”, czy najlepszego w tym zestawie – obok singlowego „Lost In Yesterday” – „Tomorrow’s Dust”), Parker potrafi również w taneczne rytmy („One More Year”), czy (nie)zwyczajnie przyjemny, bezpretensjonalny pop („Instant Destiny”).

Ale jeśli nadal uważacie, że „The Slow Rush” to raczej miękkie (ale jakie piękne!) kluchy, to… macie rację. Z dwoma wyjątkami – w „It Might Be Time” pojawiają się wreszcie gitary, może nawet nieco rockowe. Ale finałowy „One More Hour” to już ostra, psychodeliczna jazda bez trzymanki – rozhuśtany solami gitar i klawiszy odlot w muzyczny kosmos. Posłuchajcie też, jak tu ładnie grają basy – zresztą cały album ma piękny puls, który działa dosłownie uzależniająco!

Jeśli chodzi o przesłanie tego albumu, wydaje się ono być zwarte już jego tytule. „Śpiesz się powoli” – wydaje się mówić lider projektu Tame Impala, który w rozmowie z „The New York Times”, na początku roku, tak opowiadał o tekstach ze „The Slow Rush”: „Wiele piosenek opowiada o idei przemijania, o wspomnieniach, które przewijają ci się przed oczami. Temat upływu czasu zawsze bardzo mnie pochłaniał. Jest w tym coś prawdziwie odurzającego”. Czyli podobnie, jak z muzyką z tego krążka, która odurza, zachwyca, relaksuje.

Jednym zdaniem – wspaniały album, dzięki któremu tegoroczna „zima” być może minie nam znacznie szybciej. I milej.

Artur Szklarczyk
Ocena: 4,5/5
Tracklista:
1. One More Year
2. Instant Destiny
3. Borderline
4. Posthumous Forgiveness
5. Breathe Deeper
6. Tomorrow’s Dust
7. On Track
8. Lost In Yesterday
9. Is It True
10. It Might Be Time
11. Glimmer
12. One More Hour

Polecane