fot. mat. pras.
Trzeci studyjny, a pierwszy oficjalny materiał mieszkającej w Australii zambijskiej wokalistki i raperki co prawda nie zachwyca już świeżością, tak jej poprzedni mixtape „Birds And The BEE9”, ale mocno ugruntowuje pozycję Sampy w środowisku wokalistek, które w łączą w porywającą i oryginalną całość amerykański hip-hop i R&B z afrykańskimi, plemiennymi brzmieniami.
„Rewelacja. Absolutne muzyczne objawienie. Coś nieoczekiwanego, świeżego i zaskakującego. Jestem przekonany, że lepszej płyty z nowym soulem w tym roku nie słyszeliście. I już nie usłyszycie. Więc jeśli lubicie „czarne brzmienia”, czy po prostu wartościową, ambitną muzykę, czym prędzej rzućcie wszystko i zacznijcie słuchać Sampy. Ta niezwykła, pochodząca z Zambii wokalistka i poetka swoim mixtape’em „Birds And The BEE9” dosłownie skradła mi serce. Wam również to zrobi” – pisałem dwa lata temu o materiale, który ukazał się nakładem wytwórni Big Dada. Jak się okazało to „wejście smoka” w świat muzyki zauważyli również wydawcy, dzięki czemu charyzmatyczna wokalistka debiutuje dziś oficjalnym materiałem pod szyldem kultowej i nieco większej wytwórni Ninja Tune. I robi to w przyzwoitym, jeśli nie świetnym stylu. Ale czy spełnia pokładane obietnice?
„The Return” zaczyna się przepysznie. Plemienne, chóralne zaśpiewy rodem z Afryki – niczym u Angelique Kidjo – „zmiksowane” z charakterystycznym rapowym flow Sampy wspaniale wprowadzają w klimat albumu, na którym artystka łączy swoje muzyczne korzenie z klasyką „czarnych brzmień” oraz najnowszymi trendami w takim właśnie graniu. Tak brzmi muzyczna pocztówka z lat 70., kiedy królowały soulowo-funkowe rytmy z wytwórni Motown („Freedom”). W podobnym klimacie utrzymane są również powłóczyste, „snujowate” utwory oparte na soulowym czy nawet gospelowym fundamencie – jak „Any Day” (fani Steviego Wondera będą zachwyceni), czy zaśpiewana w duecie z SilenJayem interpretacja słynnego klasyka „Brand New”.
Gości tu zresztą znacznie więcej, bo do pracy w studiu Sampa zaprosiła grono znakomitych współpracowników. Za brzmienie krążka odpowiadają m.in. Jonwayne (znany z produkcji dla Stones Throw), Andrei Eremin (nominowany do Grammy współpracownik Hiatus Kaiyote i Cheta Fakera) czy Kwes Darko (producent Slowthai). Na płycie goszczą też: londyński jazzowy kolektyw Steam Down oraz Ecca Vandal, a swoje wokalne czy rapowe (więcej niż) trzy grosze dołożyli m.in.: Krown, Whosane, thando, Jace XL, Alien czy Mandarin Dreams.
I właśnie w klimacie „dziewczyńskiego”, nowoczesnego hip-hopu spod znaku M.I.A. czy Missy Elliott utrzymana jest większość utworów z „The Return”. Słychać to najlepiej w pogodnym, radosnym i bardzo energetycznym singlu „Final Form” oraz – chyba najlepszym w tym zestawie – „OMG”. Ten drugi utwór to szczególnie ważny dla artystki manifest własnej tożsamości: „Mam silne poczucie, że mamy zobowiązania wobec rodziny w diasporze (na emigracji) i powinniśmy na nowo nauczyć się naszej kultury, języka, duchowości” – tłumaczy Sampa Tambo. Teledysk do piosenki kręcony był w Południowej Afryce i Botswanie (gdzie wokalistka dorastała), co pozwoliło jej na spotkanie z rodzicami i zaangażowanie ich w pracę nad powstawaniem wideo.
W takiej, odważnej, może nawet trochę cwaniackiej odsłonie lubię Sampę najbardziej. Kupuję tę jej „sepleniącą” nawijkę i przymykam oko na to, ze chce ścigać się z Missy. Bo to jeszcze nie ta liga. Ale jest już bliżej niż dwa lata temu. Może gdyby jeszcze bardziej popracowała nad selekcją materiału („The Return” trwa 77 minut!), to piałbym z zachwytu. Na razie jest jednak (tylko) dobrze, ale… będzie lepiej. Zobaczycie!
Artur Szklarczyk
Ocena: 3,5/5
Tracklista:
1. Mwana
2. Freedom
3. Wake Up (Interlude)
4. Time’s Up
5. Grass Is Greener
6. Dare To Fly
7. Any Day
8. OMG
9. Light It Up (Interlude)
10. Final Form
11. Heaven
12. Diamond In The Ruff
13. Leading Us Home
14. Summer
15. Brand New
16. Give Love (Interlude)
17. The Return
18. Don’t Give Up
19. Made Us Better