Karaś/Rogucki – „Ostatni bastion romantyzmu” (recenzja)

Miłość w czasach (cyfrowej) zarazy.

2020.02.20

opublikował:


Karaś/Rogucki – „Ostatni bastion romantyzmu” (recenzja)

fot. mat. pras.

Kilka fantastycznych melodii i tekstów, parę oczywistości, ale niestety również trochę wypełniaczy – wspólna płyta muzyków The Dumplings i Coma daje nieco mniej, niż można się było spodziewać po tym superduecie. Ja jednak jestem całkowicie spokojny o frekwencję na koncertach Kuby Karasia i Piotra Roguckiego – ich sceniczna charyzma na pewno porwie tłumy.

Dobrze to sobie wymyślili. Rogucki tuż po zawieszeniu działalności swojej Comy, Karaś już po ogłoszeniu przerwy w funkcjonowaniu The Dumplings, ale jeszcze przed pożegnalną trasą koncertową. Pierwszy przyniósł do studia nagraniowego teksty, drugi pomysły na melodie, a także zajął się produkcją całości. „Z pozoru karkołomne połączenie dwóch odmiennych wrażliwości i metryk dało harmonijny efekt w postaci wspólnego krążka” – możemy przeczytać w notce prasowej przygotowanej przez wydawcę „Ostatniego bastionu romantyzmu”, czyli wytwórnię Kayax. I wszystko niby się zgadza, bo od pierwszych taktów otwierających całość „Kilku westchnień” czuć chemię między artystami, może nawet lekkie iskrzenie. Nie zawsze jednak skutkuje ona reakcją wybuchową, dzięki której powstałby materiał, który rozsadziłby na strzępy rodzimą scenę muzyczną. A ta przecież rośnie w siłę. I robi się na niej coraz gęściej.

Wierzę jednak, że znajdzie się na niej również miejsce dla tego osobliwego projektu, który brzmieniowo najwięcej czerpie ze stylistyki lat 80. – a przede wszystkim z syntezatorowego, czasami kiczowatego popu, a także zimnej fali i new romantic. Słychać, że w tej konwencji Karaś i Rogucki znakomicie się odnaleźli – Kuba w świecie elektronicznych dźwięków porusza się jak ryba w wodzie, a Piotrek to przecież stylistyczny kameleon i sceniczny potwór, który szybko i bez alibi wchodzi w obraną konwencję artystyczną. I tego zaangażowania na pewno nie można odmówić duetowi. Problem jednak w tym, że nie zawsze muzycy mają co zagrać i zaśpiewać.

Początek płyty, może nawet cała jej pierwsza połowa są bardzo udane. „Kilka westchnień” przywołują ducha siermiężnego disco-popu sprzed trzech dekad w tak udany sposób, że nie przeszkadza nawet maniera Roguckiego, który „leci” tu Królem. „Bolesne strzały w serce” to nowofalowe, wręcz nerwowe granie, ale już „Petite Mort” z dwuznacznym refrenem „Chciałbym cię namówić na małą śmierć” dryfują niebezpiecznie blisko… disco polo. Na szczęście wrażenie poprawia basowe i spokojne „Nie mogę spać”, które najbardziej kojarzy mi się ze stylem Pablopavo i Ludzików. „Na zakręcie” można pominąć, ale następny „Świecę we wszystkich kierunkach” to najlepszy moment tego albumu – oto (nad)zwyczajnie piękna miłosna piosenka w dodatku w urzekający, czuły sposób zaśpiewana przez Roguckiego. Cały album w takim klimacie byłby wydarzeniem!

Jednak tuż po tym utworze nagle czar pryska. Kolejne utwory zlewają się w całość, przez co nie sposób ich zapamiętać. Aż nagle budzimy się przy finałowym „1996” z repertuaru T.Love. Głównie za sprawą niebezpiecznie aktualnego dziś tekstu. A jeśli o nich mowa – Piotr Rogucki wyznaje, że „Ostatni bastion romantyzmu” to płyta z koncepcją. „Opowiadamy o miłości, ale staramy się nie robić tego w banalny sposób, jeden do jednego. Słychać tu strach za plecami. To nasza opowieść o miłości w czasach zarazy” – wyznaje wokalista. I rzeczywiście – nawiązania do świata mediów społecznościowych pojawiają się tu przynajmniej w kilku piosenkach. W „Kilku westchnieniach” Piotrek śpiewa: „Paraliżuję na chwilę / Sieci połączeń elektrycznych / Alarm Doliny Krzemowej / Trzykropek, trzykropek, hasztag oddech”. A w „Bolesnych strzałach w serce” ogłasza: „Dodaj mnie do swoich znajomych / Odczytaj komunikat / Oznacz mnie na swojej linii czasu / Na linii swojego życia”, by w „Witaminach” zdecydować się „Usunąć profilowe zdjęcie”.

Jeśli więc lubicie taki współczesny i nieco niepokojący oraz muzyczną miksturę pełną tanecznych bitów, „grubego” basu i dużej ilością melodii opartych na eksperymentalnym brzmieniu gitar i syntezatorów – „Ostatni bastion romantyzmu” jest płytą właśnie dla Was.

Artur Szklarczyk

Ocena: 3/5

Tracklista:
1. Kilka westchnień
2. Bolesne strzały w serce
3. Petite Mort
4. Nie mogę spać
5. Na zakręcie
6. Świecę we wszystkich kierunkach
7. Witaminy
8. Ciociosan
9. Katrina
10. Taka ilość słońca
11. 1996

Polecane