Tylko jedna osoba na świecie może pokusić się o bicie własnych rekordów. Nie będzie zaskoczenia – tą osobistością jest Drake. Ponad miliard odtworzeń utworów z nowej płyty w ciągu tygodnia od premiery mówi samo za siebie. Czy można wyobrazić sobie lepszą sytuację w branży? Raczej nie, ale oddanie fanów i wszystkich ciekawskich, którzy chcą tylko sprawdzić, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi, może robić wrażenie.
Wrażenie robi również „Scorpion”, najnowsze dzieło rapera z Toronto, które wielkich stylistycznych zmian nie przynosi, ale również nie zawodzi starych fanów, przynajmniej w kilku momentach. Czy w związku z tym, następca „More Life” może zaskoczyć i spróbować połechtać ego samego muzyka? Połowicznie, bo ważny jest tutaj podział ról – na rapera i wokalistę. Tak bardzo, jak nigdy wcześniej.
Album został podzielony na dwie części. Strona A to rapowe oblicze Drake’a i to tego znanego bardziej z „Views” niż „Nothing for the same”. Krótko mówiąc: jest słabiej niż ostatnio, strasznie nierówno, bez utworów, które zapadają w pamięć i czasami zbyt nijako, nawet jak na Drizzy’ego. Wyjątek stanowi „Emotionless” i to nie ze względu na to, jak brzmi, czy jaki ma bit. Utwór niesie ze sobą potwierdzenie plotek o dziecku z byłą modelką.
Skoro jedna informacja jest jednym z najbardziej pamiętnych chwil pierwszej strony, to czy dobrze to świadczy o „Scorpionie”? Nie, ale żeby nie wieszać psów, to warto wspomnieć o gościnnym udziale Jaya-Z w „Talk up”, który daje dużo kolorytu pośród nijakich momentami wersów Kanadyjczyka. Bity DJ-a Premiera, No I.D. czy PartyNextDoor to wciąż wielka klasa, dzięki której Side A sprawia trochę przyjemności.
Można narzekać na pierwszą część, ale uśmiech na twarzy pojawia się w momencie, kiedy rozpoczynają się pierwsze takty „Peak”. To właśnie strona B prezentuje najlepsze oblicze Drake’a. Pełnego emocji, z dobrym wokalem i leniwie snującym się po rozmarzonych, gęstych, często przebojowych podkładach. To tutaj artysta świetnie uzupełnia się z wokalem Michaela Jacksona w „Don’t matter to me”, jeszcze lepiej opisuje sytuację z synem w „March 14”, a także buduje klimat w „Summer games” i „Jaded”. W tym wszystkim nie zawodzi również 40, którego kompozycje przypominają najlepsze chwile z „Take care”, a kroku dotrzymują mu spokojniejszy niż zazwyczaj Boi-1da i cichy bohater Cadastre.
„Scorpion” początkowo może wydawać się nudny, odtwórczy i schematyczny, ale… czy ktoś oczekiwał wielu zmian? Najnowsza płyta to Drake w całej okazałości, ze swoimi wszystkimi wadami i zaletami. Potrafiący zarówno pisać, m.in. w „Ratchet happy birthday” i „God’s plan”, jak i usypiać w „Can’t take a joke”. Najbardziej uniwersalna płyta i jednocześnie najbardziej problematyczna. I to nie z powodu poziomu. Czy nie lepiej by było, gdyby Drake już tylko śpiewał tak, jak to robi na wybornej drugiej części?
Ocena 3,5 / 5
Patryk Kane
Tracklista:
A-side
1. „Survival”
2. „Nonstop”
3. „Elevate”
4. „Emotionless”
5. „I’m Upset”
6. „God’s Plan”
7. „8 Out of 10”
8. „Mob Ties”
9. „Can’t Take a Joke”
10. „Sandra’s Rose”
11. „Talk Up” (feat. Jay-Z)
12. „Is There More”
B-side
1. „Peak”
2. „Summer Games”
3. „Jaded”
4. „Nice for What”
5. „Finesse”
6. „Ratchet Happy Birthday”
7. „That’s How You Feel”
8. „Blue Tint”
9. „In My Feelings”
10. „Don’t Matter to Me” (feat. Michael Jackson)
11. „After Dark” (feat. Static Major, Ty Dolla $ign)
12. „Final Fantasy”
13. „March 14”