Dokładka po Chillwagonie? Marcin Flint recenzje „420024” ReTo i Borixona

Danie nie jest pierwszej świeżości, ale dzięki producentom oraz Borixonowi okazuje się jadalne.

2020.04.27

opublikował:


Dokładka po Chillwagonie? Marcin Flint recenzje „420024” ReTo i Borixona

fot. mat. pras.

Kiedy w 2017 roku ukazywał się „JACKIECHAN”, wspólny numer Borixona i ReTo, można było odnieść wrażenie, że to młodszy raper jest u siebie i zaprasza weterana na płytę. Rekin nie pływał na tym podkładzie, raczej gonił, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że rymuje mu się przypadkowo, że brak w tym dzieleniu wersów właściwej swobody. Bossman przeciwnie, przelewał mu się ten flow po perkusjach jak woda po kamyczkach w ogródku japońskim. Senior łapał przy nim zadyszkę.

Minęły trzy lata, panowie wchodzą poniekąd do tej samej rzeki, bo znów azjatyckie zahaczenie (absurdalna „dzikakorea” przedstawiona jako towarzyszący płycie styl życia i ruch sugeruje, że środków dopingujących nie brakowało), znów Kubi Producent wśród producentów (raptem jeden bit). A jednak sytuacja prezentuje się już zgoła inaczej. ReTo może śpiewać, mamrotać, krzyczeć i wszystko to robi sprawnie, bo to raper spełnionych wymagań technicznych. I tak słucha się głównie Borixona przeżywającego trzecią już chyba młodość. Dlaczego? Ze względu na poczucie humoru; na nieobliczalność, bo niby to wszystko takie proste, ale nigdy nie wiadomo, gdzie poprowadzi metaforę, nie podpiera się już co rusz pokracznymi jednosylabowymi rymami. Facet był w rapie, jak nie było z tego papy, potem jak była, później jak znowu nie było i wreszcie jak wciąż (jeszcze) jest. Nadal brzmi na głodniejszego od kolegi, prezentującego się niestety jakby wpadł na kolejny Chillwagon, gdzie dostał więcej miejsca, z tym, że akurat nic nie siadło. Gdy słyszy się jak Boria nawija „Kiedyś autografy, teraz jakieś auto w raty / Wykurwiło cię jak bankomaty w nocy z kasy”, to czuć, że te usta znają porażkę, więc mogą rozsmakować się w sukcesie. Gdy nawija ReTo, czuć nic.

„Shake” jest najlepszy na płycie. Dlaczego? Bo położono go na jednym z najlepiej bujających bitów w tym roku, wspólnym dziele Deemza i SecretRanka, naczelnej dwójki producenckiej na „420024”. Bębny niosą jak złe. A drugi powód? ReTo i Borixon w końcu niby nie odstają od siebie. Niby, bowiem pytania po wysłuchaniu są dwa. Po co ReTo jest tak niepotrzebnie wulgarny? I skąd Borys bierze tyle luzu w intonacji, dlaczego te zabawy przekładaniem akcentów brzmią tak dobrze? O szczebel niżej na podium jest również bardzo udana „Księga dżungli”. Egzotyczny trap rzuca liany, po których raperzy na czele z wszędobylskim ostatnio Avim sobie skaczą, a gdy wjechała trzecia zwrotka trochę zgłupiałem – to ReTo czy może Louis Villain? Wszystko z racji na to, że raper ma tu tyle różnych stylów i tak wszystkim z nich brakuje tożsamości, wspólnego mianownika, że jak kładzie skupiony konkretne wersy, to aż trudno w to uwierzyć.

Są na „420240” pomysły nietrafione, jak wyzuty z emocji, rapowany na gadany sposób „Deadphone”, rozlazłe, zupełnie niepotrzebne „Białe szaty”, czy robotyczne, narzucające się i nużące „Avemariah”. Są trafione jak refren zbudowany na follow-up do Piha w „Trapsporcie”, bądź uorientalizowanie sporej części przebrzmiałych trapowych podkładów chroniące je przed monotonią i powtarzalnością, spajające to wydawnictwo. Opłaca się wręcz odejść od trapu (całkiem zgrabny house’owy „Milion w godzinę). Jeżeli coś irytuje, to właśnie pałętający się ReTo z zestawem nowoszkolnych klisz. Melodyzuje z podkładem w ładnym „Bonsai”? Spoko. Ale niech tylko próbuje coś powiedzieć, jak w drugiej połowie zwrotki we wspomnianym „Deadphone”. To można by intepretować, z tym, że raczej w wyższej szkole robienia hałasu.

Monitorując reakcje w internecie, widzę przede wszystkim rozczarowanie tą płytą. Pewno w dużej mierze wynika z tego, że to ledwo niepełne pół godziny, że ludzie czekali, że oczekiwania narosły. Ja tam nie miałem żadnych i bawiłem się zupełnie nieźle. Utwierdziłem się w przekonaniu, że czekam na coś solowego od Borysa. I że jego kompan od dłuższego czasu nie umie pchnąć swojej kariery jeszcze wyżej, przynajmniej artystycznie. Z drugiej strony, czy ktoś powiedział, że musi? Że każda płyta ma przecierać szlak, gdzieś prowadzić? Tu nic nie idzie w górę, to skok w bok. Jeżeli nawet na kasę, płacenie nie jest obowiązkowe.

Ocena: 3/5

Marcin Flint

Polecane