Ostatnio pojawiło się kilka znaczących produkcji i może się wydawać, że Buddy źle trafił z wydaniem swojej debiutanckiej płyty. Future i Zaytoven zaatakowali z „Beastmode2”, Mac Miller zaproponował „Swimming”, a wszystkich po kątach rozstawił Travis Scott z „Astroworld”, wspominając tylko te ważniejsze albumy z kilku ostatnich tygodni. Okazało się, że nie ma to żadnego znaczenia, bo i tak o „Harlan & Alondra” jest w miarę głośno. Nie tak bardzo jak o pozostałych, jednak młody reprezentant Compton wyszedł cało i pokazał, że warto go mieć na oku.
„Harlan & Alondra” to spełnienie marzeń dla tych, którzy w rapie wciąż szukają ducha nagrań OutKast (obowiązkowo do sprawdzenia „Hey Up There” i „Young”), klasycznego G-funku i przede wszystkim The Neptunes. Z pomocą m.in. Jake One’a, Scoop DeVille’a (tak, żyje i ma się dobrze) i kilku innych producentów stworzył jeden z najciekawszych albumów ostatnich lat na Zachodnim Wybrzeżu USA. Debiut to również doskonały przekrój inspiracji artysty – od Nate Dogga, przez Snoop Dogga (który przy okazji wpada z gościnną wizytą w „The Blue” i morduje podkład, który mógłby znaleźć się na jego płytach z połowy poprzedniej dekady), aż po Prince’a i Funkadelic.
Nie można zapominać o wielkiej pomocy Pharrella. Ten jako jeden z pierwszych uwierzył w talent Buddy’ego, który na swoim legalnym debiucie przedstawia się jako jedna z najbardziej uniwersalnych postaci współczesnego rapu. Świetnie radzi sobie z synth-funkowymi „Trouble On Central” i „The Blue”, płynie razem z pościelówkami pokroju „Speechless”, a jak trzeba to i potrafi dobrze zaśpiewać, czemu dowodzi „Young”. Zmiany tempa nie są mu obce, potrafi nieźle pisać i mimo, że nie trafiają mu się wielkie wersy, to nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Jest dobrym obserwatorem, daje pokaz swojej ambicji i niezbyt pozwala rozwinąć skrzydła gościom, których może i zdominował, ale ci przecież nie zawiedli i wnieśli sporo kolorytu. Oprowadza po swoim rewirze, często skupia się na dwóch tytułowych miejscach i… zwyczajnie chce się go słuchać. Aha, jak trzeba to też zaatakuje Trumpa, ale to ostatnio u nich norma.
Z jednej strony beztroska i wyluzowana, z drugiej mądra i piekielnie ambitna. Ciepła, pełna dobrych syntetyków, nisko płynącego basu, uroku samego Buddy’ego i dziwnej swojskości. Compton może brzmieć trochę inaczej, nie są potrzebne gangsterskie popisy. Czasami wystarczy tylko normalność i bycie sympatycznym ziomkiem. Będą z niego ludzie.
4 / 5
Dawid Bartkowski
Tracklista:
1. „Real Life S**t”
2. „Shameless” featuring Guapdad 4000
3. „Black” featuring A$AP Ferg
4. „Hey Up There” featuring Ty Dolla $ign
5. „Legend”
6. „Trouble on Central”
7. „The Blue” featuring Snoop Dogg
8. „Speechless”
9. „Young”
10. „Trippin'” featuring Khalid
11. „Find Me 2”
12. „Shine”