fot. mat. pras.
Na swojej 14. już studyjnej płycie geniusz alt-rocka znów zaskakuje. Tym razem Amerykanin zabiera nas w emocjonalną podróż w rytmie kosmicznych, dream-popowych dźwięków, w których maczał swoje magiczne palce Pharrell Williams. Będący ich wspólnym dziełem album „Hyperspace” zaczaruje swoim stylowym, eleganckim brzmieniem przede wszystkim miłośników dźwięków powstałych jakby na styku jawy i snu. Pytanie tylko, co na to fani bardziej gitarowego wcielenia Becka?
Muzyczny kameleon znów myli tropy. Dwa lata temu jeden z najbardziej nieprzewidywalnych artystów w muzycznej branży nagrał najbardziej popowy album w swojej karierze. Dziś okazuje się jednak, że wspomniany „Colors” był tylko przedsmakiem stylistycznej (r)ewolucji, która zmaterializowała się w postaci nowych piosenek z jego najnowszego wydawnictwa „Hyperspace”. Jeśli lubicie dźwięki powstałe gdzieś na styku twórczości Moby’ego, Air, Future Islands, The Whitest Boy Alive czy Destroyera, to nowy i elegancki elektro-pop Becka was zachwyci. Jeśli nadal tęsknicie za alt-rockiem i anty-folkiem muzycznego kowboja, to… nic tu po was.
Zwłaszcza, że Beck nie lukruje ani pudruje swoich utworów, niczym pączków, elektroniczno-kosmiczną „mgiełką”. Nic z tych rzeczy. On idzie na całość i konsekwentnie serwuje nam autentyczny, marzycielski dream-pop na całej długości płyty. No, może z małymi wyjątkami, ale o tym później. Istotne jest natomiast to, że świadomie przyjęta przez niego konwencja tych onirycznych, sennych, dźwiękowych pejzaży jest wspólnym mianownikiem „Hyperspace” – płyty, która za pierwszym razem może zaskakiwać, a nawet budzić konsternację wśród wiernych fanów twórczości Pana Becka. Ale później, z każdym kolejnym przesłuchaniem tylko zachwyca i… czaruje. Oczywiście tylko wtedy, kiedy jesteśmy otwarci na nowe, zaskakujące dźwięki.
Do nagrania nowego albumu 49-letni muzyk i kompozytor zaprosił – po raz pierwszy w swojej karierze – tak szerokie grono autorów i producentów. Na siedmiu z jedenastu utworów – w tym w singlach „Unventful Days” i „Saw Lightning” – obok jego nazwiska widnieje więc podpis Pharrella Williamsa. „See Through” jest współprodukowane przez wieloletniego współpracownika muzyka, Grega Kurstina, a współautorem „Star” jest Paul Epworth. Wokalnie też jest „na bogato” – w „Stratosphere” słyszymy Chrisa Martina z Coldplay, w tytułowym utworze gościnnie śpiewa Terrel Hines, a w „Die Waiting” – Sky Ferreira. A wieloletni muzycy z zespołu Becka – Jason Falkner, Smokey Hormel i Roger Manning Jr. – grają w niemal każdym utworze.
A skoro o utworach… Najlepiej wypadają „Chemical” i „See Through” – ze smakiem skomponowane, po prostu autentycznie ładne, popowe piosenki – oczywiście obficie przyprawione smakowitymi samplami, pełne pogłosów i dźwięków instrumentów (steel pan, marimba, jakieś stare klawisze), które zawsze robią nastrojowy, czasami wręcz senny klimat w takiej właśnie, „chilloutowej” konwencji. Jednym słowem kosmos („Hyperspace”) i cukierki („Stratosphere”).
Na szczęście dla tych, którzy mają niskie ciśnienie lub zmęczeni są nauką czy pracą, Beck – złote dziecko popkultury naszych czasów – od czasu do czasu zmienia tempo, dorzuca trochę mocniejszych bitów („Saw Lightning”, „Star”). Sporo ciekawego dzieje się również w warstwie wokalnej, gdzie muzyk nie tylko falsetuje (miłosny „Die Waiting”), ale również sięga po manierę Petera Gabriela z czasów „So” („Uneventful Days”). I to jest chyba najlepszy moment tego krążka.
Chyba, że wolimy bardziej songwriterskie wcielenie naszego idola? Wówczas pozostaje nam jedynie oczyszczający i pełen nadziei numer finałowy, czyli „Everlasting Nothing”. I tyle. Nic więcej. Bo lubiany przez tak wielu fanów „stary” alt-folkowy Beck już odjechał, niczym Binio Bill czy Lucky Luke, w siną dal. Nie byłbym natomiast taki pewien, czy – w tym swoim prostym, kowbojskim wcieleniu – jeszcze do nas kiedyś z tej oddali nie wróci…
Artur Szklarczyk
Ocena: 4/5
Tracklista:
1. Hyperlife
2. Uneventful Days
3. Saw Lightning
4. Die Waiting
5. Chemical
6. See Through
7. Hyperspace
8. Stratosphere
9. Dark Places
10. Star
11. Everlasting Nothing