fot. Karol Makurat / tarakum.pl
Na faceboowym profilu Happysad, Kuba Kawalec zamieścił długi wpis na temat krytyki FPK. Muzyk dokładnie tłumaczy dlaczego zdecydował się na złożenie wniosku. Odnosi się także do słów Kazika (którego jak podkreśla darzy wielkim szacunkiem), na temat osób, które wzięły udział w programie wsparcia kultury.
– Wiem, już późno, sorry, ale muszę. Kuba Kawalec z tej strony.
Zawiedziony poziomem dyskursu w mediach głównego nurtu na temat Funduszu Wsparcia Kultury, w większości ograniczającym się tylko do śmieszkowania, szukania sensacji, tworzenia skandalicznie tendencyjnych, clickbaitowych tytułów artykułów i leadów, postanowiłem zabrać głos i nakreślić nieco sytuację w tym temacie.
Pracuję jako artysta muzyk, więc będzie tylko o branży muzycznej. Nie chcę się wypowiadać za inne gałęzie artystyczne, które mógłbym przypadkowo skrzywdzić swoją niewiedzą w ich temacie.
Piszę w imieniu swoim i Haresa (menadżera zespołu), bowiem to my osobiście składaliśmy wniosek o dofinansowanie obu naszych jednoosobowych działalności. Firm, które rozliczają wszystkie przychody przede wszystkim związane z funkcjonowaniem zespołu Happysad. Firm, które wypłacają rytmicznie, przez cały rok gaże muzykom zespołu, technikom, realizatorom dźwięku, oświetleniowcom, kierowcom. Jest to na stałe 12 – 15 osób. W tym oświadczeniu skupię się tylko na tych osobach, nazywając ich Zespołem.Razem poprosiliśmy o 500 (odpowiednio 300 i 200) tysięcy złotych, co stanowiło jedynie część poniesionych strat w związku z fatalnym rokiem mijającym. Mogliśmy wnioskować o drugie tyle, bo jak wykazaliśmy we wniosku, spadek naszych przychodów wyniósł w bieżącym roku – uwaga – 98% (i odpowiednio 90%). Tak, od marca do dziś – 98%. Możemy nawet uznać, że do przyszłego marca pracować nie będziemy (może nawet i dłużej), co daje w uproszczeniu rok bez możliwości wykonywania swojego zawodu.
Ale nie tutaj jest pies pogrzebany. Wnioskowaliśmy przede wszystkim dlatego, że jako JEDYNI z całego Zespołu, prowadząc działalność gospodarczą, mieliśmy taką możliwość i jako JEDYNI (w przypadku otrzymanych funduszy) moglibyśmy jakoś te pieniądze „rozliczyć”, uwzględniając pozostałe osoby, które na stałe z nami współpracują. Od Łukasza gitarzysty, na Bocianie, najdłużej pracującym z nami techniku kończąc. Piszę „rozliczyć”, bo to nie takie proste, ale to już historia na osobną dyskusję. Wnioskowaliśmy, bo jako JEDYNI mamy formalną możliwość zaplanować wydatki, zorganizować pracę Zespołu, opracować i według założeń Funduszu Wsparcia Kultury rozliczyć projekt wsparcia. Formalną – podkreślam.
500 tysięcy to ogromna kwota, robi wrażenie, to oczywiste. Szczególnie kiedy zestawi się ją z zarobkami nauczycieli czy pielęgniarek. Dla większości nieistotnym pewnie jest fakt, że gdyby całość przeliczyć na miesięczne wypłaty dla Zespołu za ten rok, to wyszłoby niecałe 2800 brutto na osobę. Zamiast zero złotych – 2800. Brutto. Pięknie by wyszło. Jeśli Fundusz Wsparcia Kultury miałby być realnym wsparciem, to byłaby właśnie REALNA pomoc za rok niemożności wykonywania zawodu. Sumując – kwoty wychodzą olbrzymie. Niczyja z nas wina, że pierwszy raz od dwudziestu lat siedzimy w domu. Każdy wolałby grać koncerty, niż liczyć na to, że jakoś dożyjemy kolejnego maja. Każdy się pali do ruszenia w Polskę, a nie woli przejadać ostatnie oszczędności.
To wszystko to jednak nadal teoria. Po pierwsze repartycja została wstrzymana (i słusznie, może uda się wyjaśnić błędy systemu), po drugie i tych pieniędzy nie można rozliczyć z klucza wypłat. Pieniądze z programu można przeznaczyć wyłącznie na pokrycie „kosztów kwalifikowalnych”, które są szczegółowo wymienione oraz zostały poniesione od połowy marca do końca roku, a do połowy stycznia trzeba przedstawić szczegółowe sprawozdanie, w którym należy udokumentować, że każda z otrzymanych złotówek została wydana zgodnie z przeznaczeniem opisanym we wniosku. To tak najkrócej i najprościej jak się da. Chętni i dociekliwi mogą sprawdzić pełną dokumentację, przeczytać regulaminy programu i oceny oraz procedury – wszystko to są publicznie dostępne informacje, podobnie jak list beneficjentów.
Szczerze, to niewiele widzę win po stronie aplikujących o wsparcie. Ot, zgodnie z prawdą wykazali ogromne straty i wnieśli o zredukowanie strat. Jedni większych, inni mniejszych. W zależności od rozmachu działalności.
Nie sądzę, że ktokolwiek ze składających wnioski uznał na wstępie, że dostanie tyle o ile wnosi. Chociaż marne to tłumaczenie, ale sądzę, że wątpliwości miał każdy. Wnioski składano według klucza podanego w formularzach, a ten określał pomoc proporcjonalną do utraconych przychodów. Można było wnioskować o mniej, ale każdy (jak sądzę) kierował się chęcią maksymalizacji szans na oferowaną pomoc. Post factum, okazało się, że jedynym kryterium była poprawność złożonego wniosku. Nie wysokość dotacji, nie liczba umów o dzieło wystawianych w roku rozliczeniowym (w naszym przypadku 800), nie liczba zorganizowanych wydarzeń kulturalnych. Tylko poprawność wniosku. Tu wina leży po stronie projektu.
A teraz najtrudniejsza rzecz. Chodzi o wpis Kazika i kolegów z zespołu Kult. Ogromny do nich szacunek nie pozwala na mocniejszy ton mojej wypowiedzi, ale nie wyobrażam sobie nie zabrać choćby zdania na ten temat. Wiem, że intencją Kazika nie było poniżenie kogokolwiek z branży (wszak na początku napisał „nie nam oceniać kto z nich jest w tak tragicznej sytuacji by rząd o taką zapomogę prosić”. No, ale niestety. W rzeczywistości – jak niesie echo – wyszło na to, że wszyscy co to się zgłosili po wsparcie to niegodni paserzy złodziejskiej, pisowskiej szajki. Wyciągnąłeś ręce po kradzione? Stawaj pod murem. Tak to niestety zadziałało. Nie chcę się rozwodzić nad (pokraczną cokolwiek) merytoryką tych „kradzionych pieniędzy”, bo tu każdy ma pewnie inną optykę. Ale co w tym miejscu ma do rzeczy partia rządząca, nie jestem w stanie pojąć. Zapachniało populizmem najtańszym z możliwych. Tym bardziej, że Kazik podniósł tę kwestię nie przed wystartowaniem programu, ale po ogłoszeniu listy beneficjentów, a właściwie zaraz po rozpętaniu się burzy wokół. Miesiąc po złożeniu wniosków. Jak pokazała rzeczywistość, opłacało się.
Otóż osobiście wyciskam wągry w kierunku partii rządzącej, dzielę się gdzie mogę swoją niechęcią do praktyk obozu przy korycie, ich szczuciu na LGBT, wspieram strajki kobiet itd. Tylko co to ma do rzeczy? W imię swoich przekonań politycznych mam blokować możliwość wsparcia finansowego swoich ludzi? A teraz, jak nie daj boże te pieniądze zostaną przyznane, to co? Mam oddać? Bo cały naród stoi za Panem murem, Kazimierzu? Toż to się dzieje jakaś paranoja. Kupa w swoje gniazdo.
Zazdroszczę Kazikowi wszystkiego. Dorobku, intelektu, szacunku ludzi, spokoju, wielu rzeczy zazdroszczę Kazikowi. Tak po ludzku, bez cienia zawiści. Zasłużył, nie mam wątpliwości. Przegram z Kazikiem w każdym konkursie, w każdej kategorii. Czy to na przebój roku, czy najlepszy tekst, czy najlepszą płytę. Przegram w ilość sprzedanych płyt, odsłon w internecie i w wielkości pomnika po śmierci. Lista przegrywów jest długa. I chociaż umiem przegrywać, to nawet nie podejmuję walki. No tak już jest, raz jeszcze ogromny szacunek Kazimierzu. Dlatego też nie mam ochoty ścigać się w zawodach, kto dłużej wytrzyma bez pracy i czyi ludzie dojadą do przyszłego maja z mniejszymi obrażeniami. Więc złożyłem ten wniosek. Ty masz pełne prawo nie składać, stać Cię. Nie wiem czy Twoich ludzi stać, ale Ciebie z pewnością. I proszę nie gniewaj się, ale robię to dla moich kolegów, pracowników, bo jak powtórzę, nikt za nich tego nie jest w stanie formalnie uczynić. I napiszę z pełną odpowiedzialnością, ogromnie ucieszyłbym się, gdyby udało mi się tę pomoc zrealizować.
I taka refleksja na koniec.Artyści w Polsce od lat zmagają się z niewdzięczną łatką nierobów, lekkoduchów, leni i partaczy. Nienasyconej hydry, która wyciągnie łapę po wszystko, co skapnie z nieba. Odbiera nam się prawo do czucia satysfakcji z ogromu pracy włożonej w całość naszych artystycznych przedsięwzięć poprzez deprecjonowanie wynagrodzenia, na które uczciwie miesiącami tyramy. Tyramy wspólnie z całymi zespołami ludzi, generując zyski nie tylko swoje, ale wszystkich po kolei. Od hotelarzy i gastronomię, po obwoźnych sprzedawców balonów. Pośrednio zasilamy kieszenie zarówno petrodolarowych oligarchów, lokalnych patriotów jak i panów pilnujących naszych samochodów na parkingach. Niezależnie od tego czy śpiewamy o pluszowym misiu, majteczkach w kropeczki czy dziewczynie bez zęba na przedzie. Nie godzę się z tym i będę to zawsze wyraźnie podkreślał. W wymiarze ekonomicznym jesteśmy realną wartością tego całego polskiego bałaganu. REALNĄ! A że jeden gra disko a drugi metal to nie jest zjawisko, które istnieje tylko w naszym kraju. Dylemat „kto fajniejszy” rozstrzyga i zawsze będzie rozstrzygał odbiorca. Kupi płytę jednego, a tego drugiego będzie miał gdzieś. A Fundusz Wsparcia Kultury nie miał na celu rozstrzygnąć, kto jest artystycznie fajny i godny wsparcia, ale miał wesprzeć REALNIE ludzi PRACY. A że jest ich cała masa wiemy wszyscy od początku pandemii. Wszyscy, jak jeden mąż, nie wykonują swojego zawodu i nie będą pracować przez 12 miesięcy.
PS. Gdyby ktoś pytał co u nas. Nie jest jakoś różowo, ale dajemy radę. Obiecaliśmy sobie nie przespać tego roku, a dzielnie go przepracować. Zrobiliśmy serię prób, nagraliśmy płytę (w zasadzie to dwie), ja osobno nagrałem projekt solowy. Trudno nam sobie wyobrazić kolejne miesiące, ale jesteśmy dobrej myśli. Mam nadzieję, że Państwo również.
Wiem, już późno, sorry, ale muszę.
Kuba Kawalec z tej strony.Zawiedziony poziomem dyskursu w mediach głównego nurtu…
Posted by happysad on Wednesday, November 18, 2020