Słowa-klucze takie jak niepodzielność, jedność i niezależność są ważne dla The Worldonfire, dążących do przedstawienia swojego, niczym nieograniczonego stylu będącego swego rodzaju kolizją różnych wpływów, jak najszerszej publice. Ale, jak wiadomo, ambicja musi iść w parze z talentem i kwintet z Harlow ma to na uwadze. Pokazują to na swoim nadchodzącym albumie „…Sail The Rough Sea”. Brzmienie kapeli oscyluje pomiędzy inteligentnie wyrzeźbionym alt-rockiem w stylu Biffy Clyro albo Yourcodenameis:milo, oraz agresywnym, zadziornym post-hardcorem takich sław jak Hüsker Dü czy bardziej współczesnych Taking Back Sunday.
„…Sail The Rough Sea”, nagrany pod okiem producenta Anta Chapmana (Klaxons, Mclusky) i wokalisty/gitarzysty Oceansize, Mike`a Vennarta, jest produktem szalonego, dwu letniego planu. Planu zapoczątkowanego w momencie utrwalenia się obecnego składu kapeli. Od tego czasu zagrali, jako headlinerzy, koncerty wzdłuż i wszerz całego kraju (wliczając w to koncerty na południowym-wschodzie dla publiki liczącej 250-800 osób). Podczas tych koncertów dzielili scenę z wieloma kapelami m. in. Enter Shikari, Oceansize, Frank Turner, Good Shoes, Miocene oraz Fighting With Wire. W międzyczasie The Worldonfire wydali swoją debiutancką EPkę noszącą tytuł „Garden Cities Of Tomorrow” oraz pełną płytę – „…Live To Tell The Tale”. Całkiem nieźle jak na kapelę nie utrzymującą się z etatów jej członków.
„Kapela to nasza praca”, radośnie wyjaśnia gitarzysta Haaris Ali, któremu udało się połączyć terminy „praca” i „życiowe powołanie”. „Wszystko inne co robimy, robimy tylko po to żeby zadowolić `maszynę`”.
The Worldonfire i ich postęp w dużej mierze zawdzięczają długoletniej, trwającej ponad dwie dekady, przyjaźni Ali`ego i wokalisty Dave Walsh, scalającej zespół. Wspólnie przeszli ścieżkę, od dzieciństwa, po pierwsze niepewne kroki związane z muzyką – granie coverów Oasis czy Blur. Ścieżka ta doprowadziła ich do punktu w którym utworzyli kapelę mogącą ukształtować ich przyszłość. Podczas lat studenckich poznali gitarzystę Billa Ginna, później, perkusistę Joe`go Lazarusa i basistę George`a Harrisa, który uzupełnił skład kapeli. Skład który pozostał niezmieniony po dziś dzień.
„Stanowimy bardzo zżytą jednostkę. Razem przeżywamy nasze życia”, potwierdza Walsh, charakteryzujący się uprzejmością i pewnością siebie – cechami wielkich frontmanów. „Członkowie niektórych kapel nie widzą się tygodniami. My widujemy się praktycznie codziennie – czy to na próbie czy innej okazji”.
„…Sail The Rough Sea”, planowano wydać jako EPkę, ale okazało się, że płyta ta miała swój własny plan – rozwinąć się w pełne wydawnictwo. Kreatywność i ciężka praca przełożyła się na powstanie różnorodnego i najlepszego materiału jakim może pochwalić się zespół. Materiału którego nie można było pominąć. Kiedy Mike Vennart z Oceansize zaproponował skromnie czy może „nie pomóc trochę”, była to zbyt kusząca oferta żeby ją odrzucić.
Według Ali`ego, miejsce The Worldonfire na scenie muzycznej znajduje się pośród takich kapel jak Biffy Clyro i Yourcodenameis:milo. „Jesteśmy do siebie podobni w tym co robimy i miło by było gdybyśmy byli układani na tej samej półce co oni. Ciężko pracowali i pisali inteligentną, dobrze przemyślaną muzykę. To nie było nic na szybko”.
„Nie chodzi nam o sławę i fortunę”, podsumowuje Walsh, myśląc o przyszłości zespołu. „Po prostu chcemy dalej czerpać z tego przyjemność i iść naprzód”.