A do tego wyjątkowi debiutanci na scenie Tent: James Blake i Crystal Fighters”
Mikołaj Ziółkowski, Alter Art
The Strokes
Kiedy w 2002 roku na polskiej scenie festiwalowej debiutował Open’er, ten zespół grał już jako główna gwiazda połowy europejskich imprez i choć w 2001 roku mieli na koncie zaledwie jeden, 36-minutowy album, na lata ustawili scenę muzyczną. To od ich debiutanckiego albumu rozpoczęła się Nowa Rockowa Rewolucja. „Is This It” to kamień milowy współczesnego rocka. W ciągu dziesięciu lat od wydania płyty nie było podsumowania muzycznego, które nie uwzględniałoby tej płyty. Wszyscy recenzenci zgodnie orzekli – geniusze, a oceny 10/10 były właściwie tylko dodatkiem do pochwał jakie spływały na tych pięciu ledwie dwudziestoletnich chłopaków. The Strokes to także ikona nowojorskiej sceny. Po „Is This It” nie tylko na nowo zaufano muzyce gitarowej, ale także zaczęto poszukiwać kolejnych zespołów hałasujących gdzieś w klubach dolnego Manhattanu czy Brooklynu dokopując się do kolejnych grup i nowych gatunków. W 2003 roku The Strokes powrócili bardzo udaną kontynuacją „Is This It” – „Room On Fire”. Na kolejną płytę trzeba było czekać trzy lata. „First Impressions Of Earth” bardziej rockowa od poprzedniczek, przyniosła im pierwszy w historii szczyt listy sprzedaży w Wielkiej Brytanii. Po trasie koncertowej promującej album zespół zdecydował się zawiesić działalność na czas nieokreślony. Muzycy skupili się na pobocznych projektach, a także na życiu rodzinnym. Do ponownego spotkania zespołu doszło w 2010 roku. The Strokes zagrali wtedy serię koncertów oraz weszli do studia, by nagrać pierwszy od pięciu lat album. „Angles” ukazał się w marcu tego roku i stał się ciekawym połączeniem brzmienia wypracowanego przy okazji debiutu z nowymi fascynacjami The Strokes – elektroniką oraz reggae. The Strokes zawsze grali fantastyczne koncerty, a jeśli wierzyć zapewnieniom o świetnej atmosferze panującej w zespole, możemy być spokojni o ich pierwszy polski koncert.
James Blake
Najlepsza płyta 2011? Wielu już teraz uważa, że jest nią debiutancki album Jamesa Blake’a. Ten 22- letni londyńczyk zwrócił się na siebie uwagę w 2010 wydając trzy EPki, z których każda pokazała inne oblicze jego muzyki. Cały udany rok przypieczętował genialnym coverem z repertuaru Feist – „Limit To Your Love” . Utwór nie spełniający warunków klasycznego przeboju radiowego, pojawił się na playlistach stacji radiowych i uplasował się wysoko na europejskich listach sprzedaży. W dorocznym sondażu BBC na najbardziej obiecujących artystów kolejnego roku, muzyk i producent zajął drugie miejsce. Popularność Blake’a i medialna wrzawa wytworzona przez oczekiwanie na debiut bardzo kontrastowała ze skromną naturą artysty i tworzoną przez niego muzyką. Wyciszone, akustyczne brzmienie połączone z delikatną pulsacją basu i oszczędną elektroniką doczekało się nawet swojej nazwy – post-dubstep. Choć na muzyce się nie kończy, bo najważniejszy w wypadku Blake’a pozostaje soulowy wokal stawiający artystę w szeregu tuż obok Jamiego Lidella.
Crystal Fighters
Muzyka Crystal Fighters jest jak paella. Intensywna w smaku, bogata w dodatki i sycąca. Na ich debiutanckim albumie „Star Of Love” folk spotyka się z bassową elektroniką, by za chwilę odpłynąć w klimaty balearic disco. Słowem, Hiszpanie z Crystal Fighters to zespół, który nie boi się eksperymentów. Tak było zresztą od początku, czyli od momentu pierwszych singli wydawanych przez paryską oficynę Kitsune Music. Nagrania „I Love London” i „Xtatic Truth” znalazły się na dwóch kolejnych częściach prestiżowych składanek „Kitsune Maison”. Mimo dobrej współpracy zespół zdecydował się wydać długogrający debiut we własnej wytwórni – Zorkulo. Tuż po wydaniu płyty Crystal Fighters ruszyli w trasę razem z inną gwiazdą Open’era – grupą Foals, a swoimi nieprzewidywalnymi koncertami zapracowali na miano autorów jednych z najlepszych i najbardziej energetycznych show, jakie mogą dać zespoły elektroniczne.