Stoję okrakiem. Patrzę w przód i z rozdziawioną gębą wpatruję się w lusterka wsteczne. Dziś Jarocin to mój ulubiony festiwal. Na „starym Jarocinie” byłem raz, ale nic nie pamiętam, a relacjom przyjaciół z którymi się tam wybrałem wiary nie daję, bo byli w podobnym stanie co ja. Te pierwsze Jarociny znam jedynie z przekazów historycznych i rozmów z Walterem i muzykami. Kiedy rodziła się Muzyka Młodej Generacji ja odnosiłem pierwsze sukcesy w tabliczce mnożenia.
To „wsteczne lusterko” to np.: album MMG – muzyka młodej generacji [1978-1982] na zdjęciach Jacka Awakumowskiego, który z dziką rozkoszą właśnie przeglądam w ramach walki z zaległościami. W albumie tym (polecam nie tylko fanom fotografii koncertowej) są też ultraciekawe wyimki z ówczesnej prasy…
„(…)W pierwszym dniu przeglądu powiało grozą. Siedzący obok mnie ojciec polskiej muzyki młodzieżowej, Franciszek Walicki, często zakrywał twarz wstydząc się nieudanych latorośli. Większość gitarzystów postanowiła wspiąć się na wyżyny artystyczne bez pobieżnej nawet znajomości dzieła „Jak mała Hania na gitarze grać się uczyła”. (…)Takie Nocne Szczury z Władysławowa całą swoją ideologię przekazywały w trzech akordach powtarzanych z zawziętością. Do tego dochodził śpiew w zupełnie innych tonacjach traktujący o losie nieszczęśliwych nastolatków(…).
TSA przywiozła kilkanaście ton aparatury nagłośnieniowej. Ustawiono to wszystko obok nagłośnienia telewizyjnego, używanego na wszystkich festiwalach piosenki. Przy uderzeniu w struny gitary powstawała fala uderzeniowa jak przy wybuchu pocisku. Dla mnie było to fizycznym cierpieniem. Młodzi wpadali w trans, wielu mdlało, pogotowie wprawdzie cuciło i łomot wielki nadal trwał.
Generalną zasadą muzyki punkowej jest maksymalnie ogłuszenie słuchaczy(…). Ta głośna muzyka jest szalenie prosta, tkwi korzeniami w starym rytmicznym rock’n’rollu początków lat 60. Teksty – odbijające najczęściej „problemy młodych” – są bardzo nieporadne i naiwne, co związane jest z młodym wiekiem autorów. Nie przeszkadza to zresztą muzykom i publiczności (…).
My nie przyznajemy żadnych nagród – uważamy, że nie mamy do tego prawa. Jedyną nagrodą jest Nagroda Publiczności – jedyna prawdziwa i nie obciążona „układami”.
Od tego czasu festiwal w Jarocinie przechodził różne dziejowe zakręty a nawet znikał z horyzontu. Wielokrotnie zmieniali się organizatorzy. Na współczesne edycje przyjeżdżają ludzie, którzy nie mieli nawet szansy otrzeć się o MMG, a termin ten jest dla nich czystą abstrakcją. Funkcjonuje też konkurs dla młodych kapel, ale już jakby w cieniu dawnych i współczesnych gwiazd.
Liczę, że uda mi się doprowadzić do spotkania przed kamerą Waltera z szefem Agencji Go-Ahead, dzisiejszego organizatora Festiwalu w Jarocinie. I już dziś wiem, że będą się pięknie różnić i że z racją będzie jak z dupą, każdy będzie miał swoją.