foto: Maciej Malik
Witając się w tym roku z fanami Sarius zapowiedział nowe projekty. Trudno uznać to za zaskoczenie, „Pierwszy dzień po końcu świata” ukazał się pod koniec wakacji w 2019, więc czas na nowe rzeczy. Wygląda na to, że premierowy materiał miał się pojawić wcześniej (2020 to pierwszy od dawna rok bez wydawnictwa), ale artysta zmagał się z kryzysem twórczym. Artysta opublikował gorzki wpis, w którym opowiada o swoich dylematach względem tego, jak ma wyglądać jego muzyczna przyszłość. Poniżej prezentujemy wpis w całości, a od siebie dodamy jeszcze tylko, że cała historia kończy się dobrze i w ostatnich słowach Sarius zapowiada, że wkrótce będzie miał dla słuchaczy coś nowego.
Sprawdź także: Mielzky, Sarius i CatchUp śnią o lepszych czasach
– Czasami jest tak, że uderzamy głową w sufit. Po czasie uważam, że jest to równie niebezpieczna sytuacja co uderzyć o dno, choć wiadomo – porównując je obie z autopsji – znacznie mniej bolesna. I czasami jest tak, że nie da się już nauczyć rapować szybciej czy śpiewać lepiej (bo fachowym piosenkarzem czy śpiewakiem operowym nie zostaniesz w cztery lata) i nawet kupienie bitu z USA czy gościnnej zwrotki od kogoś mówiącego w innym języku to. też. nie. to.
Cała ta droga to nieustanny proces przemian, tych na złe i na gorsze, i na lepsze, wszystko płynie, kto się zapiera – tonie i tak dalej i czasem aby porzucić swoją starą, za małą już – gorszą(!) skorupę, wejść muzycznie i lirycznie na wyższy pułap, nie wystarczy szlifowanie danego elementu z uporem rzemieślnika. Tak jak nigdy nie imponowały mi osiągnięcia pod tytułem „261528 słów na sekundę w rapowej piosence” – bo to wszystko to dla mnie po prostu coś więcej, coś co łączę z drogą mojego życia, to jest dla mnie właśnie bardziej kwestia życia, bardziej strzelanie z łuku w lesie by przeżyć w walce o to by pozostać wolnym, niż strzelanie z łuku do baloników na festynie dla poklasku gawiedzi, tego się nie da wyuczyć temu się trzeba oddać i mówię tu w mojej opinii o tworzeniu każdej muzyki tej do melanżu też – pisze częstochowianin.
Sprawdź także: Warga parodiuje przebój Ekipy
– I tak jak wyszło na to, że dla tej muzyki upadałem już na dno, żyłem jak bezdomny, krążąc bez hajsu po studiach nagraniowych z dnia na dzień bez żadnych szerszych perspektyw, popadałem w nałogi, rano delirki, pożyczałem, żeby oddać to, co pożyczyłem – cały swój czas, swoją doczesność i szanse wpakowałem w ten rapowy świat. Być może z własnej głupoty i naiwności, być może musiałem przejść przez te wszystkie przygody żeby o tym coś napisać i nagrać i dostawać teraz bardzo wiele wspaniałych wiadomości, że komuś to teraz pomaga. Tak po ostatniej płycie poczułem, że nie mam wam już nic do zaoferowania. Nie mam wam już nic do zaoferowania w tej formie, mógłbym jedynie (i dla niektórych aż!) odcinać kupony za swój wizerunek i kserować zawartość poprzednich numerów na nowe. Ale ja bym nie wytrzymał, gdyby to nie było czymś lepszym od tego poprzedniego, spalam się ciągle muszę być w tym lepszy, czyli robić to jeszcze inaczej i to mi nie daje spokoju na sekundę.
I tutaj przyszedł czas odstawić muzykę i stwierdzić niewygodny dla mnie fakt, że tak jak kiedyś zrobiłem coś dla rapu – oddałem całego siebie i żyło mi się ciężko choć on mi później odpłacił w dwójnasób, tak znowu muszę coś oddać aby stworzyć dla was świeży nowy materiał, podwyższyć poprzeczkę, przeskoczyć siebie przede wszystkim żeby się nie zanudzić. Stać się kimś lepszym – po pierwsze dla siebie, żeby przenieść to na nową muzykę. Bo jakby wciąż stawiam znak równości między mną a muzyką nawet jeśli za jakiś czas ta postawa będzie powszechnie niepraktyczna, bo muzyka będzie już tylko jednym z narzędzi do promowania swojego kanału obok wyzwań, filmików z wycieczek i skoków do basenu z kulkami.
Musiałem zrobić nową zbroje, stara już mi pordzewiała tamtymi wojażami, tamtymi czasami, tamtym stylem. Wprowadzić trochę inne reguły, bo moja rola na tej drodze już jest i będzie również zgoła inna… Czy się udało? Usiądź wygodnie, zapowiada się długa droga przed nami – kończy Sarius.