Rapem w lemingi, ku chwale ojczyzny

Dlaczego polski rap złapał nacjonalistyczną falę i płynie na niej aż do Smoleńska i teorii o czipach, które chcą zniszczyć prawdziwych Polaków?


2012.12.19

opublikował:

Rapem w lemingi, ku chwale ojczyzny

Wczoraj na łamach Dziennika Opinii Krytyka Polityczna ukazał się tekst autorstwa Jakuba Bożka o związkach krajowego rapu z polityką. Artykuł „Rapem w lemingi, ku chwale ojczyzny” przedrukowujemy w całości za zgodą redakcji, jednocześnie polecamy inne teksty Jakuba Bożka – o ostatniej płycie Kendricka Lamarra i biznesowym fenomenie miksu RnB z EDM

***

Zawsze gdy słyszę słowo „Luftwaffe”, przypomina mi się „A pamiętasz jak…” Tedego. To chyba jeden z najbardziej kuriozalnych numerów w polskim hip-hopie. „Warszawo, Warszawo tyś jest miasto krwawe / […] Domy popalone / Szpitale zburzone / Nie mają się gdzie chronić ludzie poranione” albo „Czerwone maki pod Monte Casinoooooooooooooo” – wszystko zarapowane na poziomie, którego nie powstydziłby się sam Człowiek Widmo. Chociaż nawet Człowiek Widmo mógłby nie dorównać Wujkowi Samo Zło, który rytm traktuje tu z równą swobodą, co PKP rozkład jazdy.

Być może A pamiętasz jak… było taką (piękną!) katastrofą, że polscy raperzy jeszcze długo po premierze S.P.O.R.T.-u (2001), albumu na którym znajdował się ten freestyle, obawiali się rapowania o historii Polski. Właściwie nigdy nie był to ich ulubiony temat. Przynajmniej tak to zapamiętałem z mojej przygody z polskim hip-hopem. A trwa ona dość długo – pierwszą kasetę, Smak B.E.A.T. Records ,kupiłem sobie w podstawówce, a potem wytrwale zbierałem wszystkie nagrania z RRX, Asfaltu i innych wytwórni. Do dziś mogę przeprowadzić całkiem złożoną konwersację wyłącznie za pomocą cytatów z klasycznych numerów hip-hopowych.

 

Jeśli na tych nagraniach pojawiał się patriotyzm, to raczej lokalny, gdzieś na poziomie miasta albo dzielnicy. Bardzo to lubiłem. Dzięki warszawskim raperom poznałem topografię stolicy lepiej, niż kiedy się do niej przeniosłem.

 

Jednak z czasem coś zaczęło się zmieniać. Patriotyzm zaczął robić się trendy. Pionierem był łódzki O.S.T.R., który promował swój trzeci album singlem Kochana Polsko. Pamiętam, że w 2002 roku było to dla mnie spore zaskoczenie, bo choć O.S.T.R. był zawsze uznawany za rapera „politycznego” (choć w mojej opinii raczej na wyrost), to wcześniej ograniczał się do komentowania życia z perspektywy mieszkańca łódzkich Bałut. Patriotyzm O.S.T.R.-a był jednak soft. Innych raperów ojczyzna oczarowała zdecydowanie silniej. Prawicowe nawrócenie przeżył np. Eldo, który jeszcze kilka lat temu opowiadał o tym, że głosował na Aleksandra Kwaśniewskiego i chętnie zrobiłby mu kolację.

Wrocławski L.U.C. z kolei, za pieniądze z Narodowego Centrum Kultury, zaczął promować język polski i polską martyrologię. W tym samym czasie inni raperzy zaczęli skręcać w stronę bardzo wyrazistego nacjonalizmu. Część z nich wylądowała nawet w komitecie poparcia Marszu Niepodległości. Wśród nich znaleźli się Ciech i Pius – warszawscy MC’s z długim stażem, i z wieloma lepszymi bądź gorszymi nagraniami na koncie. W przeddzień Marszu wypuścili do sieci – nieprzypadkowo, jak czytam w YouTube’owym opisie – klip do kawałka Leming. Tytuł prawdopodobnie mówi wszystko, ale na wszelki wypadek kilka mądrości: „Leming nazwie cię katolik-ksenofob / […] Myśl! On nie myśli / […] Ignorancja pcha do przodu eurosojuz”. W zawracaniu lemingów na właściwą ścieżkę pomaga też Kamelito, który popisał się kawałkiem Zwariował świat. Kamelito najwyraźniej żyje w jakimś strasznym alternatywnym świecie, którym rządzą „lesby, geje, pedofile, respekt dla wynaturzeń”, a feminiści i feministki zrobili „pizdy” z porządnych facetów. Jakby tego było mało już wkrótce „pedagodzy-cioty zabronią śpiewać Roty”. Zresztą kto wie, to ostatnie może się spełnić, wszystko zależy od weryfikacji „kłamstwa konopnickiego”.

Jeśli jeszcze nie macie dość – sam po paru godzinach spędzonych z patriotycznym rapem czułem się gorzej niż przedświąteczny karp w reklamówce – sprawdźcie też Zjednoczony Ursynów. Trzeba to zobaczyć, żeby uwierzyć. „Polsko, Polsko, Polsko maaaaaaaaaaaaa!” – podśpiewuje sobie Sobiepan z gracją Gracjana Roztockiego. Potem jest bardziej hardkorowo: „Nie chcemy komuny / Nie chcemy ni sierpa, ni młota / Za Katyń, za Smoleńsk / Za Wilno i Lwów / Zapłaci czerwona hołota”.

Jednak nic nie zrobiło na mnie większego wrażenia niż Rząd dusz Mediuma. Kiedyś znalazłem w skrzynce pocztowej ulotkę czeskiej sekty czcącej reptilian. Urocza new-age’owa pocztówka ostrzegała przed czipami RFID, którymi chce nas zaszczepić Unia Europejska. Przed tym wszystkim ratować nas mieli trzej aniołowie Pan Jezus Chrystus (sic!), Ashtar Sheran i Ptaah. Być może Medium też dostał tę pocztówkę, bo też ostrzega przed czipami RFID. Ale zagrożeń jest więcej: sczepienia (nie szczep się!), ewolucja, globalizacja. Może i byłoby to zabawne, gdyby nie wezwanie do „głosowania na patriotów”, „cześć i chwała bohaterom” w refrenie, zakrwawione skrzydła orła, homoseksualizm jako dewiacja mózgu. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby w  3 minutach i 24 sekundach można było zmieścić więcej ksenofobii, nacjonalizmu, homofobii i idiotycznych teorii spiskowych.

 

Niestety polski hip-hop nigdy nie był tak otwarcie nacjonalistyczny, jak dziś. To nie tylko moje zdanie. Podobne ma Marcin Flint, dziennikarz muzyczny, który tą sceną zajmuje się od zawsze. „Agitujący nacjonalizm – mówi Flint – zawsze istniał w czwartej lidze hardkorowego hip-hopu, ale dopiero teraz przebił się szerzej. Kwestia roku, może dwóch. Obecnie mamy prostą perswazję w stylu «Idź na marsz» czy «Głosuj na patriotów». Kiedy Medium nawija to drugie hasło, niestety wiadomo, że tu o jedynie słuszny sposób «kochania» Polski chodzi. Od tego już naprawdę krok do zmyślnego wykorzystania hip-hopu jako tuby propagandowej przez kogoś z zewnątrz. Do realizowania doraźnych politycznych zamówień, czego dotąd w hip-hopie nie było. Nawet jeśli liczyć kwestię Mezo i SdPL – tam raper dał się wmanewrować w wykorzystanie piosenki, nie pisanie pod tezę”. Flint dodaje też: „Nie mam problemu z utworem «Leming» – kontestuje, tłumaczy wydarzenia na swój sposób, ale mówi «myśl samemu», a nie «idź zrób to i to, bo czeka Cię szatan i orzeł się zakrwawi». To co innego”.

 

Dlaczego polski rap złapał nacjonalistyczną falę i płynie na niej aż do Smoleńska? Może Polscy raperzy mieli takie poglądy od zawsze, ale zamiast o orle w koronie woleli nawijać o osiedlowych akcjach i blantach? Może próbują poszerzyć bazę słuchaczy o młodocianych korwinistów? Nawrócili się na Jezusa i Ashtara Sherana?

 

Niezależnie od intencji jednych i drugich, sojusz narodowców i raperów trwa w najlepsze.  Np. w Łodzi 15 grudnia po marszu „Idzie antykomuna” zorganizowanym przez Młodzież Wszechpolską i ONR zagrał PIH. Nacjonalistyczne wycieczki zdarzały mu się też wcześniej. W 2003 roku żałował, że pokojowego Nobla dostała Szirin Ebadi, „brudna lesba”, a nie papież. Diagnozował też wyborczą porażkę SLD: „Prawo do adopcji chcieli dać pedałom”. Teraz na nowym singlu odgraża się, że „nie zamknie mi ust żaden lewak czy «Wyborcza»”.

 

Im dłużej o tym myślę, tym gorzej mi się robi. Gdy słucham tych raperów, których przecież znałem i lubiłem od dawna, mam jakiegoś kaca. Wyobraźcie sobie, że kumplujecie się z kimś od lat, i na jednym z piw dowiadujecie się, że ten ktoś chce „spalić czerwonych skurwysynów, pedałów i wysadzić Brukselę w powietrze”. Niby można to puścić mimo uszu i pić dalej, ale niesmak pozostaje.

 

PS. Narodowcy mieli sporo problemów ze zorganizowaniem pomarszowego koncertu w Łodzi –kluby odmówiły współpracy. W końcu antykomuna zagrała w domu weselno-bankietowym na ogródkach działkowych na łódzkiej Dąbrowie. Żeby wynająć lokal, organizatorzy zapewnili, że urządzają osiemnastkę.


Polecane

Share This