Marzenie, by Florence and The Machine wracała do Polski równie często, co Franz Ferdinand, być może jest na wyciągnięcie ręki trzymającej kwiecisty wianek. Skoro udało się z jedną z najpopularniejszych grup grających przebojowego indie-rocka? Franz Ferdinand w piątek bezbłędnie przypomnieli na czym polega siła ich muzyki. Na koncercie Szkotów nie szuka się eksperymentów, szuka się prostego, rockowego szaleństwa w rytm doskonale znanych przebojów, od nowego singla „Right Action”, przez „Take Me Out” i nadal nienużące swoim perkusyjnym szaleństwem „Outsiders” po kończącego całość „Ulyssesa”. W sumie 4 nowe utwory i pierwszy koncert w ramach zapowiedzianej na długie miesiące trasy to dodatkowe atuty występu Alexa Kapranosa i spółki.
Wu-Tang Clan, mimo, że spóźnieni kilka godzin, pojawili się w Krakowie w szerokim składzie i przerobili z nami swoje najważniejsze utwory. To jak półtoragodzinny wykład rapu w najlepszym wykonaniu. Czy jest ktoś, kto nie chciałby za profesora mieć RZA albo Method Mana?
Biffy Clyro za dwa tygodnie będą główną gwiazdą największych festiwali w Wielkiej Brytanii – Reading/Leeds – kwestią czasu jest, kiedy ta rockowa formacja dowodzona przez Simona Neila doczeka się podobnego statusu w Polsce. Gitara na pierwszym planie, zarówno w balladach („Mountains”; „Many Of Horror”) jak i rockowych petardach („Living Is A Problem…”), które zaatakowały publiczności z siłą kilku megaton.
Doskonałe koncerty stały się także domeną polskich artystów, by wymienić tylko Brodkę kończącą koncert na rękach publiczności czy Tres.B, którzy bez problemu poradzili sobie w czasie przeznaczonym dla Wu-Tang Clan, grając prawdopodobnie największy koncert w swojej karierze.
Po najbardziej upalnych dniach tego roku i niezwykle udanym festiwalu, nagranie „Dogs Days Are Over” kończące koncert Florence and the Machine, zabrzmiało tak, jakby było pisane specjalnie na tę okazję. Do zobaczenia za rok.