Ba, tego krążka nie nagrała nawet ta Chylińska, która jęczała nad losem młodej matki na łamach największych lajfstajlowych miesięczników. Tę płytę nagrała Chylińska – jurorka „Mam talent” (znamienne, że tak właśnie artystka podpisywana jest przy okazji wszelkich wizyt w telewizjach śniadaniowych), która grubą kreską diety, wizyt u ortodonty, błysku w oku i seksownych kostiumów odcina się od tamtej, zbuntowanej przeszłości. Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko diametralnym, kategorycznym zmianom. Tyle, że po układzie Plan B oraz Chylińska spodziewać się można było torpedy. Tymczasem ”Modern Rocking” strzela ślepakami – ani krzywdy nie zrobią, ani specjalnie nie wystraszą. Wadzi przede wszystkim brak przebojów, melodii spontanicznie nuconych w drodze na przystanek, co w obranej estetyce jest najdotkliwszym z przewinień.
Singlowe Nie mogę cię zapomnieć jest bodaj najbardziej nośną z kompozycji zawartych na płycie. Choć w pozostałych ośmiu Państwo robi co może, bądź to podszywając się pod Moloko (lub solową Roisin Murphy) bądź pod Calvina Harrisa, efekt nie może zostać uznany za satysfakcjonujący. Produkcja numerów jest co najwyżej poprawna, rządzą płaskie bity, różnorodność sampli i smaczków, która teoretycznie miała przekonać o sprawności producentów, nie osiąga jednak zamierzonego rezultatu, bo brakuje solidnych podstaw, na których takowe ozdobniki można zamocować. Autorzy płyty przestraszyli się chyba potencjału, który w niej tkwił, stąd niestety rządzi średniactwo – wiele pomysłów, jak choćby ten w Niebie, nie wychodzi poza ramy zarysów i w tej wygładzonej formie podszywa się pod najnowsze trendy z parkietów.
A zupełnie osobną kwestią są teksty. Autorka Chylińska nigdy nie była poetką, natomiast pomimo stosowania raczej prostych chwytów, na tym poletku radziła sobie całkiem nieźle. To, co proponuje na Modern Rocking jest jednak że-nu-ją-ce. Pomijam fakt, że w niemal każdym utworze pojawia się oznaczające tak wiele słowo-wytrych (czas), które przecież łatwo zrymować z innymi, a używanie którego przez tekściokletów winno być w zasadzie zabronione. Warstwa tekstowa tej płyty to grafomania pierwszej klasy i dla zdrowia psychicznego czytelników oszczędzę przykładów – weźcie – na własną odpowiedzialność – pierwszy lepszy wers z brzegu. Skoro już sobie wymyślono, że Chylińska ma zastąpić zwolniony przez Reni Jusis (pardon, Renatę Makowiecką) wakat pierwszej damy polskiego disco, należało skierować się do niej po pomoc choćby w tym zakresie.
Tym samym – druga solówka Lady Agi (copyrights by jeden z dzienników) staje się bardziej wydarzeniem medialnym niźli artystycznym, miłym i nieszkodliwym dodatkiem do cosobotniej obecności jej autorki w małym pudełeczku. I modelowym przykładem dla przyszłych piarowców: jak sprzedać w (na razie) trzydziestu tysiącach egzemplarzy coś, co w zasadzie jest niepotrzebne. Album straconej szansy. Dobrze, że chociaż samej jego autorce sprawił przyjemność.
(tekst: Maciek Tomaszewski / http://www.slodkogorzkie.wordpress.com/)
SPRAWDŹ TAKŻE:
CZĘŚĆ 1 – KLIKNIJ TUTAJ.
CZĘŚĆ 2 – KLIKNIJ TUTAJ.