Obie strony Atlantyku należą do Susan Boyle! [wywiad]

Debiutancki album Susan Boyle "I Dreamed A Dream" odnotował kolejny historyczny sukces!


2009.12.04

opublikował:

Obie strony Atlantyku należą do Susan Boyle! [wywiad]

Album po drugiej stronie Atlantyku, w USA trafił do ponad 700 tysięcy zachwyconych talentem Susan miłośników dobrej muzyki. Boyle szturmem wdarła się na szczyt Billboard Top 200. Wynik ten jest także najlepszym w roku 2009, a sama Susan dzięki ogromnemu popytowi na album „I Dreamed A Dream” stała się najlepiej debiutującą kobietą w historii amerykańskiej muzyki rozrywkowej!

 

Pozycje albumu „I Dreamed A Dream” w poszczególnych krajach:

 

Wielka Brytania – #1

Stany Zjednoczone- #1

Irlandia- #1

Australia – #1

Nowa Zelandia – #1

Kanada – #1

Holandia- #2

Japonia – #2 (muzyka zagraniczna)

Argentyna – #2 (lista anglojęzyczna)

Szwajcaria- #5

Izrael – najlepiej sprzedający się album artysty zagranicznego (brak oficjalnej listy sprzedaży)

 

Ponad to:

#1 Amazon: USA, UK, Kanada, Francja, Japonia, Niemcy* (*na liście pre-order– album ukażę się 4 grudnia)

#1 iTunes: US, UK, Irlandia, Japonia, Kanada, Francja, Portugalia, Hiszpania, Szwajcaria, Australia, Nowa Zelandia, Meksyk

 

W Polsce album w ekologicznym opakowaniu i niskiej cenie ukazał się 23 listopada 2009r.

 

A oto wywiad z Susan Boyle:

Q: Dlaczego zdecydowałaś się wziąć udział w „Mam Talent”?

 

A: Oglądałam program w telewizji, jak wszyscy. Obiecałam mamie, tuż przed jej śmiercią, że zmienię coś w swoim życiu. Zgłosiłam się więc do „Mam talent”. Wypełniłam formularz i przeszłam wstępne eliminacje. Potem stanęłam przed jury i miałam na tyle szczęścia, że mnie wybrano.

 

 

 

Q: Kiedy wypełniałaś formularz zgłoszeniowy, o czym myślałaś?

 

A: Po prostu skupiłam się na nim. Były tam pytania o przeszłość, o pseudonim artystyczny. Ja uznałam, że moje imię się nada. Nie wiedziałam, czy potrzebuję pseudonim czy nie.

 

 

 

Q: Kto z poprzednich edycji programu Ci się podobał.

 

A: Glaswegians mi się podobali. Dopiero jednak kiedy wystąpiła chórzystka Faryl Smith, zrozumiałam, że ja też mogę temu podołać. Jest wspaniałą wokalistką. Życzę jej wszystkiego najlepszego. Paul Potts również był wyjątkowy. Fantastyczny głos. Zainspirował wiele osób. Wszystkich zwyczajnych ludzi, którzy po prostu lubią śpiewać. Skoro możesz śpiewać, pracując w Carphone Warehouse, możesz śpiewać wszędzie.

 

 

 

Q: Opowiedz o przesłuchaniu.

 

A: Nigdy tego dnia nie zapomnę. Był 21 stycznia. Wiele osób marzy o tym, by pojawić się w telewizji, o tym by nagrać płytę, by śpiewać dla ludzi. Chciałam spróbować, ale nawet przez chwilę nie myślałam, że zajdę tak daleko.

 

 

 

Q: Byłaś zdenerwowana w czasie przesłuchania?

 

A: Bardzo. Kiedy weszłam na scenę kolana mi się trzęsły. Wiedziałam, że by nie pokazać, jak bardzo się denerwuję, muszę być trochę bezczelna. Przedstawiłam się więc i powiedziałam, że chcę śpiewać zawodowo, jak Elaine Paige.

 

 

 

Q: Dlaczego wybrałaś piosenkę „I Dreamed A Dream”?

 

A: Po porostu uwielbiam musical, z którego pochodzi. Widziałam „Nędzników” w Edynburgu, w Playhouse i bardzo spodobała mi się postać matki. To było niedługo po śmierci mojej mamy. Ten utwór wiele dla mnie wtedy znaczył.

 

 

 

Q: Możemy porozmawiać o Twojej mamie?

 

A:  Oczywiście. Wszystko się zmieniło, kiedy jej zabrakło i wiedziałam, że nie mam już w niej oparcia. Musiałam się wiele nauczyć. Mój ojciec nie żyje od 10 lat a mam od 2 i pół roku. Byli parą odkąd mieli po 20 lat. Razem chodzili do szkoły, wychowywali się w tej samej okolicy. Obiecałam mamie, że zrobię coś, by móc śpiewać. To dzięki niej zajęłam się tym. Dzięki niej śpiewałam w chórach i małych klubach. Wierzyła, że coś osiągnę. Była wspaniałą kobietą. Niedługo przed jej śmiercią widzieliśmy w telewizji pewną wokalistkę. Zapytałam jej, czy chce abym właśnie to robiła. Powiedziała, że tak. Zdecydowałam więc, że coś w końcu z tym muszę zrobić. Nie mogłam od razu, bo długo nie mogłam pozbierać się po jej śmierci. Teraz jest jednak już lepiej i wcielam złożoną jej obietnicę w czyn. Mój ojciec też marzył, bym została wokalistką, więc sądzę, że byłby ze mnie dumny.

 

 

 

Q: Jak poradziłaś sobie z cierpieniem po śmierci mamy?

 

A: Moja mama zmarła w 2007 roku i przez pół roku w ogóle nie mogłam dojść do siebie. Byłam bardzo samotna. Zostałam sama z kotem. Kiedy odchodzi tak ważna osoba jak matka, czujesz jakby umierała część ciebie. To odbija się na Twojej pewności siebie. Zrozumiałam w końcu jednak, że chociaż nie ma jej już fizycznie, jej duch wciąż jest ze mną. Dzięki temu przezwyciężyłam to otępienie. Wiara w dużej mierze odpowiada za to, kim jestem.

 

 

 

Q: Stąd zainteresowanie muzyką?

 

A: Owszem. Miałem pewną niesprawność, ale zamiast używać jej jako wymówki postanowiłam znaleźć w sobie jakiś talent. Okazało się, że jestem dobra w śpiewaniu. Muzyka była dla mnie ucieczką, brat kupował mi mnóstwo płyt. Miałam bzika na punkcie The Osmonds. Uciekałam więc do swojego pokoju i słuchałam płyt. Wtedy czułam się bezpiecznie. Kiedy miałam 13 lat i widziałam ludzi śpiewających w telewizji, chciałam być na ich miejscu.

 

 

 

Q: Kiedy odkryłaś, że masz tak wspaniały głos?

 

A: Zaczęłam śpiewać, gdy miałam 9 lat. Śpiewałam podczas przedstawień i w chórach. Raz nawet wybrano mnie jako solistkę. Byłam wtedy dość nieśmiała. Wiem, że trudno w to uwierzyć po tegorocznych wydarzeniach. Jak się okazuje, z wiekiem człowiek zaczyna nabierać śmiałości.

 

 

 

Q: Ile masz zatem lat?

 

A: O matko, 48. Ale to tylko liczba.

 

 

 

Q: Co powiedziałaby młoda Susan, gdybyś wieku 12 lat powiedziała jej, co jej się przydarzy?

 

A: Nic by nie powiedziała. Była zbyt nieśmiała.

 

 

 

Q: Czy wiesz, czemu Twoja historia miała tak wielki oddźwięk?

 

A: Nie do końca. To niezwykła historia. Nie radziłam sobie najlepiej w szkole. Słabo się uczyłam. Nie łapię tak szybko jak inni. Zawsze byłam więc gdzieś na końcu. Teraz czuję, że mogę to wszystko nadrobić i to w cudowny, bardzo miły sposób. Szkoła była kiedyś inna. Teraz nauczyciele mają indywidualne podejście, wtedy trzeba było trzymać się programu i być zdyscyplinowanym. Muszę uważać na to, co mówię, ponieważ moja siostra Mary wspaniale śpiewa i jest nauczycielką. Ale jak wspomniałam, teraz jest inaczej. Próbuje się zrozumieć dzieci, które mają trudności.

 

 

 

Q: Powiedz coś o znaczeniu hymnów, które znalazły się na płycie.

 

A: „Amazing Grace” to piękna piosenka. Po prostu piękna. To utwór, z którego staram się czerpać inspirację. O tym, jak łaska wpływa na Twoje życie. Śpiewałam ją na ćwiczeniach z chóru i uważam, że to jedna z tych kompozycji, które pozostają aktualne przez wieki.

 

 

 

Q: Po przesłuchaniach stałaś się bardzo sławna. Jak to na Ciebie wpłynęło?

 

A: Jak Boga kocham, nie wiem, jak to się stało. To było niesamowite.

 

 

 

Q: Jak było wtedy w Blackburn?

 

A: Nie mogłam uwierzyć w całe to zamieszanie. Naprawdę nie mogłam. Zaczęło się jeszcze zanim pokazali to w telewizji. Obcy ludzie zaczęli do mnie pisać każdego dnia. Wszyscy byli bardzo mili. Blackburn stało się niemal magicznym miejscem. Ludzi z różnych telewizji pojawiali się u mych drzwi. Dzieciaki zaglądały, żeby sprawdzić, co się dzieje. W pewien sposób było to dość zabawne. Sąsiedzi okazali się bardzo życzliwi i pomocni. Nikt nie chciał nic złego. Ludzie, z którymi w życiu nie rozmawiałam, proponowali, że będą mi robić zakupy. Kiedy jechałam do Londynu na półfinał, miałam już mnóstwo nowych znajomych.

 

 

 

Q: Jak się czułaś śpiewając na żywo?

 

A: Dobrze. Wszyscy byli jednak bardzo dobrzy podczas półfinału. Nie potrafiłabym wyróżnić jednej osoby. Bycie sędzią w takim programie nie jest łatwe. Przychodziły maile od fanów i wszystko zaczęło się robić nieco chaotyczne. Ale ludzie byli bardzo mili dla mnie. Ant i Dec byli wspaniali. Piers i Simon też byli uroczy.

 

 

 

Q: Prasa nie zawsze była jednak miła. Jak odbierałaś krytykę?

 

A: Nie można się czymś takim denerwować. Ludzie muszą pisać o Tobie, jesteś częścią pewnej sfery. Zdarzało się, że niektóre komentarze odrobinę mnie bolały i wiem, że gdybym czytała wszystko na swój temat, w końcu popadłabym w paranoję. Ale odrobina krytyki nie zaszkodzi. Powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać, otrzymuję też dobre rady, jak sobie z tym radzić. Początkowo to był wielki szok, ale otaczają mnie ludzie, którzy pomogli mi radzić sobie w tej nieznanej sytuacji.

 

 

 

Q: Jak się ma Pebbles?

 

A: Dobrze, dziękuję.

 

 

 

Q: Też stała się gwiazdą.

 

A: Tak. Mój kot miał już na imię Bubbles, Peebles. Zawsze przekręcają jej imię.

 

 

 

Q: Kiedy zdałaś sobie sprawę, że nagrasz płytę?

 

A: Dopóki nie skończył się program, nie byłam pewna. Miałam spotkanie w wytwórni i zapytali, czy chcę nagrać album. Byłam wtedy bardzo zdenerwowana. Niewiele pamiętam z finałowego występu, byłam tak wyczerpana. Później miałam jednak jeszcze kolejne spotkanie. Simon Cowell wiedział, że marzę o nagraniu płyty. Powiedział, że jeśli wciąż tego pragnę, ma dla mnie kontrakt. Takie rzeczy nie zdarzają się co dziennie – dzięki, Simon! Po 23 latach czekania i marzenia o płycie to naprawdę zapierające dech w piersiach. Nie ma słów, by to opisać. Poza jednym – wow! Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Czekałam, aż powiedzą mi, że to tylko żart.

 

 

 

Q: Opisz pierwszy dzień w studiu

 

A: Kiedy wchodzisz do studia i widzisz te wszystkie złote, platynowe płyty innych artystów myślisz sobie „jak będę dobra, mój album też znajdzie się na tej ścianie”. Nie czułam się pewnie, ale byłam zdeterminowana, by dać z siebie wszystko. Ta płyta była dla mnie bardzo ważna. Zależało mi na tym, by nagrać piosenki, które mają dla mnie znaczenie.

 

 

 

Q: Którą piosenkę nagrałeś jako pierwszą?

 

A: Najpierw „I Dreamed A Dream”, potem „Cry Me A River”. Pamiętam, że był to numer przewodni do programu McCalluma. Pojechałam do niewielkiego studia w Edynburgu, żeby przetestować głos. Okazało się, że to prostsze niż się wydawało. To utwór Julie London z cudownym klimatem lat 50. Lubię tamten okres. Wydaja się teraz taki spokojny i niewinny.

 

 

 

Q: Oczywiście „I Dreamed A Dream” musiało znaleźć się na płycie.

 

A: Oczywiście. Ale inne nagrania też mnie poruszyły. Chociażby „Wild Horses”. Nie zdawałam sobie sprawy, że mój głos będzie pasował do tego utworu. Nigdy wcześniej nie próbowałam śpiewać tego utworu. To było zupełnie nowe wyzwanie dla mnie. Zazwyczaj śpiewałam kawałki z musicali a to była rockowa muzyka. Wczułam się jednak w tekst. Podobnie było z „You`ll See”.

 

 

 

Q: To było coś! Susan Boyle śpiewająca Madonnę.

 

A: Dla mnie to po prostu kolejne piosenka. Piosenka o determinacji. Ja jestem zdeterminowaną kobietą, pomimo tego co przytrafiło mi się w dzieciństwie. To utwór kobietach. Od razu spodobała mi się ta piosenka. Jest o tym, że cokolwiek Ci się stanie, pozostaniesz sobą.

 

 

 

Q: A co z „Who I Was Born To Be”?

 

A: Tu los podpowiada mi, co powinnam zrobić ze swym życiem. Usłyszałam tę piosenkę i od razu wiedziałam. To premierowe nagranie. Bardzo silna piosenka. Bardzo wzruszająca.

 

 

 

Q: Jesteś zadowolona z płyty?

 

A: Całość wyszła znakomicie. To przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Miałam wspaniałego producenta. Steve Mac był dla mnie tak miły. Jest genialny. Wykrzesał ze mnie to, co najlepsze. Album jest moim odzwierciedleniem. Tak długo czekałam, by zająć się śpiewaniem profesjonalnie i w końcu się udało.

 

 

 

Q: A jak było ze śpiewaniem „Wild Horses” w amerykańskiej edycji „Mam talent”?

 

A: To było jedno z najwspanialszych doświadczeń w moim życiu. Kiedy nakładano mi makijaż, podeszła do mnie Piers Morgan, żeby się przywitać. Powiedziała mi, że od teraz jestem prawdziwą artystką. Dali mi suknię, którą specjalnie dla mnie zaprojektowała Suzanne Neville. Zawsze drzemała we mnie supermodelka (śmiech). No, niezupełnie. Wszyscy jednak bardzo się starali i kiedy później oglądałam zdjęcia, nie mogłam uwierzyć, że to ja. Czułam się, jakbym patrzyła na obcą osobę.

 

 

 

Q: Myślisz, że rodzicie byliby z Ciebie dumni?

 

A: Na pewno byliby bardzo dumni. Mam nadzieję. Wiem, że nieraz ich zawiodłam, ale myślę, że teraz im to wszystko wynagrodziłam. Sądzę, że uśmiechają się do mnie z góry. Czasem to czuję.

 

 

 

Q: Jak to jest teraz być Susan Boyle.

 

A: Jestem bardziej pewna siebie. W końcu spełniłam marzenie. Czuję się szczęśliwa.

 

 

 

Q: Czego się najbardziej obawiasz?

 

A: tego, co każdy, ale także tego, że to wszystko zniknie. Chcę, by to trwało jak najdłużej. Wiem, jednak, że gdyby skończyło się jutro, miałabym poczucie, że w pełni wykorzystałam daną mi od losu szansę.

 

 

 

Q: Dziewczyna, która marzyła, o czym marzy teraz?

 

A: Marzę o poczuciu bezpieczeństwa. O spotkaniu tej jednej, właściwej osoby i uszczęśliwianiu ludzi swoją muzyką. Radzę wszystkim tym, którzy marzą – nie poddawajcie się.! Skoro mnie się udało, może i wam.

Polecane

Share This