Jak się później okazało, nagranie to z debiutem miało niewiele wspólnego, bowiem rok wcześniej, na początku stycznia 2010, na rynku pojawił się długogrający krążek „Lana Del Ray [tak, tak, Del RAY – red.] AKA Lizzy Grant”, a jeszcze wcześniej, w 2008 r., EP-ka „Kill Kill”, która podobno była tak słaba, że niemalże natychmiast wycofano ją z iTunesa (dziś Del Rey chce ją z powrotem wprowadzić na rynek).
Wspomniana kontrowersja na tym się nie kończy, ponieważ wkrótce wyszło na jaw, że cały medialny wizerunek piosenkarki jest dość niestabilny, a jej młodość to nie historia biednej dziewczyny z przyczepy, lecz życie córki bogatego tatusia.
– Opublikowałam tę piosenkę [„Video Games”], bo bardzo ją lubię. Szczerze mówiąc, nie planowałam wydawać jej jako singiel, ale ludziom naprawdę się spodobała. Bardzo się smucę, gdy ją gram. Podczas śpiewu zdarza mi się płakać – mówiła w wywiadzie dla „The Observer”.
Del Rey wie, co mówi. W momencie oficjalnego wydania „Video Games” (przypomnijmy – październik 2011) utwór już cieszył się dużą popularnością, głównie za sprawą obecności w serialu „Ringer” na The CW.
Internetowa kariera „Video Games” toczyła się swoją drogą, podczas gdy Del Rey promowała własną osobę na koncertach (pozytywne opinie m.in. ze strony „New York” i „Rolling Stone”) i w wywiadach („The Quietus”, „The Observer”, „Pitchfork Media”). Cały czas powstawały piosenki i amatorskie klipy – do „Blue Jeans” i „Diet Mountain Dew”.
Drugi singiel – i, jak się później okazało, tytułowy utwór z albumu – „Born To Die” ukazał się oficjalnie pod koniec grudnia, jednak już kilka tygodni wcześniej dostępny był teledysk, oparty na autorskim pomyśle Del Rey.
Teraz przyszła pora na długogrający album. „Born To Die” dostępny jest w sprzedaży od końca stycznia. Del Rey ma już za sobą występy w dwóch szalenie popularnych programach amerykańskich – „Saturday Night Live” i w talk-show Davida Lettermana.
Koncert w „SNL” spotkał się z bardzo mieszaną reakcją ze strony mediów i branży. Z jednej strony Juliette Lewis, która napisała na swoim Twitterze: „Czuję się, jakbym oglądała 12-latki próbujące śpiewać i występować na scenie w swoich sypialniach” (później skasowała ten wpis i zastąpiła go nieco łagodniejszym). Z drugiej aktor Daniel Radcliffe: „Te negatywne komentarze nie mają nic wspólnego z jej występem”.
Występ u Lettermana wypadł już dużo lepiej. Sami oceńcie:
Zachęcamy też do sprawdzenia wywiadu dla serwisu Myspace – wystarczy kliknąć TUTAJ.