KęKę: „Od lat mam wrażenie, że jestem coraz bardziej niedzisiejszy w branży”

KęKę z kolejnym wyróżnieniem za "Siarę"


2021.04.28

opublikował:

KęKę: „Od lat mam wrażenie, że jestem coraz bardziej niedzisiejszy w branży”

fot. mat. pras.

„Siara”, najnowszy album KęKę trafił do sklepów w piątek. W pięć od premiery raper poinformował, że album pokrył się platyną!

 – Mamy to! Chciałbym Wam serdecznie podziękować! Po otrzymaniu najnowszych raportów, mogę już ogłosić, że zaledwie parę dni po premierze mamy PLATYNOWĄ PŁYTĘ!

Nie będę ukrywał, bardzo mi miło. Samo wyróżnienie, tym bardziej tak szybkie, oczywiście mnie cieszy, ale jeszcze bardziej cieszą mnie Wasze reakcje na płytę.

Dawno nie spotkałem się z tak pozytywnym odbiorem mojego albumu. Wyniki sprzedażowe choć są super, to uwierzcie mi, nawet w małej części nie jarają mnie tak jak wiadomości od Was, że „Siara” Wam się podoba.

Od lat mam wrażenie że jestem coraz bardziej niedzisiejszy w branży. Zarówno pod kątem treści, podejścia do nagrywek, tworzenia albumu czy marketingu. Mimo tego jakoś macie to gdzieś, i nadal jesteście TU.
Dzięki. KęKi – napisał na Instagramie raper.

„Siara” najszybciej sprzedającym się albumem KęKę

KęKę swoje pierwsze legalne płyty wydawał w wytwórni Sokoła. W 2013 roku swoją premierę miał album „Takie rzeczy”, który sprzedał się w nakładzie 55 tysięcy egzemplarzy. Dwa lata później Prosto wydało „Nowe rzeczy”. Album odniósł jeszcze większy sukces niż debiut KęKę i pokrył się potrójną platyną (90 tysięcy sprzedanych egzemplarzy). Po tych dwóch wydawnictwach drogi radomskiego MC i warszawskiej wytwórni się rozeszły. Od tamtej pory KęKę wydał trzy krążki „Trzecie rzeczy” (potrójna platyna) „To Tu” (potrójna platyna) i Mr. KęKę (podwójna platyna – do potrójnej brakuje trzech tysięcy sprzedanych egzemplarzy). Nowy album MC – „Siara” już w preorderze kupiło 23 tysięcy egzemplarzy.

Nie weźmiesz „Siary” na wakacje. Ale może zadzwonisz dzięki krążkowi do rodziców i powstrzymasz przed polaryzującym komentarzem w internecie – Flint recenzuje nowy album KęKę

Luźniej już było, na poprzednim „Mr.KęKę”. Radomski (tak, nadal, zresztą o tym poniekąd jest ten krążek) raper pogrąża się na szóstym w dorobku longplayu we wczesnych wspomnieniach, bierze słodko-gorzkie dzieciństwo pod tą samą lupę, którą Sokół przypalał mrówki na WWO. To trochę komentarza teraźniejszości przydarzającego się po środku albumu wzięte jest w sążnistą, nostalgiczną klamrę. I tu uspokajająca wiadomość – to się kompozycyjnie sprawdza. Rzecz działa jako płyta, nie zestaw piosenek. Przelot „Tryb ON” – „Nie mów mi” – „Kukły” absolutnie nie może służyć za wizytówkę wydawnictwa, wydaje się mu za to wręcz potrzebny, chroni przed marazmem. Pierwszy z numerów to adrenalinowy, wulgarny banger, hymn do czynu, który sprawdziłby się w polskiej wersji „Szybkich i Wściekłych” (tak, wiem, że było coś takiego, niemniej nie starczyło mi odwagi). Drugi kawałek wjeżdża z latynoską gitarą i jakimiś dworskimi piszczałami, a przede wszystkim ze zblazowanym i bezczelnym „hurrrwa” stylem. Trzecia propozycja nawinięta została gniewnie, z chrypą, do drillowego rytmu i wypłaca liścia każdemu próbującemu zbyt stereotypowo podpinać Piotra pod którąś z politycznych opcji. Zaledwie chwilę wcześniej było o czymś innym, o samobójstwie i wiecznie pijanych ojcach. Można przekalibrować uczucia.

Kę dawno opanował niby oczywistą, wcale jednak nieczęstą sztukę dostosowania stylu pod kątem emocjonalnego ciężaru utworu. Jestem fanem zarówno wystudzonego, przygaszonego flow z „Legendy”, jak też musztrowania słów, stawiania ich w rządek i posłania w bój w „Oni czekają na cud”. I pod wrażeniem pisania. Dobrze wywołał się zestaw pożółkłych slajdów w „Mojej Gwardii”, ten z ulęgałkami, kartami na zapałki i BMX-em pożyczanym od kolegi. A skoro przy rowerze jesteśmy, to druga zwrotka „Jednorożca” i nauka syna jazdy na nim rzeczywiście wzrusza i to gościa odpornego na większość kękusiowego tacierzyństwa. „Beztroskie dni” – świetny numer z firmowym basem PLN.Beatz, zabawami z rytmem i brawurowo skreczującym 2paca DJ-em VaZee – pokazuje, że „Siara” to nie tylko wspominki, za nimi kryje się niewesoła refleksja nad starzeniem się z pytaniami w rodzaju „Chociaż mrok łapie mnie już kolejny raz / Gdzie on jest ten mój luz sprzed 20 lat?” . Skok od przeszłości w teraźniejszość w „Nadal jestem tu”, migawkowe, newsowe obrazowanie poparte dobrą puentą w „Smutnej prawdzie”, dojrzałość „Legendy”, trzyzwrotkowy pomnik wzniesiony Radomiowi „Moim miastem” to wszystko dobre. KęKę jak mało kto umie czerpać ze zwyczajności – z torów kolejowych, z pośredniaków, z lombardów. Inna rzecz, że o tym to wiedzieliśmy już na debiucie.

Tym, co nie pozwala mi w zgodzie ze sobą postawić „Siarze” oceny choć trochę wyższej nie jest wcale obracanie podobnych motywów w podobnych sceneriach, a bity. Oczywiście nie wszystkie, część zdążyłem wyżej w jakiś sposób docenić, ale tu wrzucę je akurat do jednego wora. Rozumiem, że równoważą sarmackie i nieokrzesane flow, pozwalając treściom wychodzić poza grono najbardziej nabuzowanej osiedlowej szlachty. Na pewno korespondują z prostolinijną, nostalgiczną naturą rapera. Ale czuję się – to porównanie będzie w klimacie albumu – jakbym patrzył jak Kę startuje w „Szansie na Sukces” i prosi Wojciecha Manna o taśmę amatorską. I leci mu podkład, perkusja puka sobie pod spodem, a środkiem idzie nachalna linia melodyczna, taka, żeby on usłyszał, ciocia przed telewizorem usłyszała, głusi usłyszeli. Koszmar. Ta płyta jest przeładowana równie natarczywymi, co prostymi melodiami, pączkuje nimi, a że bębny często są to zupełnie służebne (karaibski „Jednorożec”) albo wręcz irytują (rozsypane stopy „Nadal jestem tu”), robi się z tego miejscami zestaw karaoke w sam raz pod bałałajkę i parę przepłukanych gardeł. Jeżeli komuś rap pod ładną muzyczkę nie przeszkadza albo ceni sobie taki słowiański folklor, to bardzo proszę ocena o pół punktu w górę.

Marcin Flint

3,5 / 5
KęKę „Siara”, wyd. Takie Rzeczy Label

 

 

Polecane