fot. mat. pras.
Na dwa miesiące przed tegoroczną Coachellą między dwiema największymi gwiazdami imprezy rodzi się konflikt. Właściwie trudno tu na razie mówić o obustronnym zaangażowaniu w niego, bo póki co Kanye West wydaje się szukać dramy, a Billie Eilish strategicznie milczy. Gorzej, że Ye uzależnia swój występ na festiwalu od tego, co w zaistniałej sytuacji zrobi wokalistka.
Kilka dni temu na koncercie Billie doszło do niecodziennej sytuacji. Wokalistka przerwała występ, by pomóc jednemu z fanów, który miał problem z oddychaniem. Artystka poprosiła ekipę techniczną o dostarczenie mu inhalatora.
– W porządku, mamy jeden (inhalator – przyp. red.). Dajmy mu trochę czasu. Nie tłoczcie się. Odpręż się, zrelaksuj, wszystko jest w porządku. Dbajmy o naszych ludzi, opiekujmy się sobą – powiedziała ze sceny gwiazda.
Z pozoru świetna, godna pochwały reakcja, ale część mediów odebrała ją jako prztyczek w nos Travisa Scotta, nawiązując do tragicznego w skutkach występu rapera na ubiegłorocznym festiwalu Astroworld. Podczas koncertu Scotta zginęło 10 osób, ponad 300 zostało rannych. Na ile reakcja Billy była wymierzona w rapera z Houston? Wydaje nam się, że to zwykły, ludzki odruch, nic więcej.
Niestety, Kanye także dostrzega w zachowaniu Billie atak na Travisa, dlatego zażądał od niej przeprosin.
– Daj spokój Billie, kochamy cię, ale przeproś Travisa i rodziny ludzi, którzy stracili życie. Nikt nie chciał, by tak się stało, Trav nie miał pojęcia, co się dzieje pod sceną, kiedy był na niej. To co się wydarzyło, bardzo go zraniło. Trav będzie ze mną na Coachelli, ale zanim na niej wystąpimy, musisz go przeprosić – napisał West.
Kanye już wcześniej dawał do zrozumienia, że zaprosi Scotta na scenę podczas swojego występu. Travis pierwotnie miał dać na Coachelli własny koncert, ale po listopadowej tragedii został on odwołany.