Kanye wpakował pioniera gangsta rapu na minę wtedy, gdy siedem miesięcy temu podał go jako inspirację swoich antysemickich wywodów przy okazji pamiętnego występu w „Drink Champs”, nagradzanym podkaście prowadzonym przez N.O.R.E. i DJ-a EFN. Ice Cube mocno się wtedy zaperzył. – Nienawidzę tego, że moja ksywka została wmieszana w to gówno. Nie wiem o co chodziło Ye z tymi wypowiedziami, musicie zapytać jego. Nie napędzałem tych poglądów, proszę nie łączyć mnie z antysemicką gadką. Nie jestem antysemitą i nigdy nie byłem – napisał na Twitterze.
Nerwowa reakcja? Owszem, ale trzeba wiedzieć, że Cube’owi dostawało się już wcześniej za antysemityzm. Na przy wtedy, kiedy postował Louisa Farrakhana (autorytet, ale w tej kwestii akurat bardzo kontrowersyjny) i gdy w „No Vaseline” określił mianem „diabła” i „białego żyda” samego Jerry’ego Hallera (menadżer N.W.A, supergrupy, której Ice Cube pierwotnie był członkiem, ale z którą rozstał się w niemiłych okolicznościach”). A jak łatka żydożercy się do ciebie przyklei, zwłaszcza w Kalifornii, to bardzo chcesz, żeby się odkleiła.
West i Cube spotkali się w domu tego drugiego, a że żegnali się z uśmiechem i obejmując się nawzajem, media doszły do wniosku, że wszelkie waśnie zostały zażegnane i nie ma żadnej złej krwi. Kanye zresztą wcześniej wycofał się z ofensywnych wypowiedzi. W swoim stylu, skrajnie dziwacznie to uzasadniając, ale jednak.
Kanye West and Ice Cube linked up‼️👀 pic.twitter.com/trXKdVrXJR
— RapTV (@Rap) June 3, 2023