4 listopada w warszawskim klubie Hybrydy wystąpi Frank Turner & The Sleeping Souls. Bilety na ten koncert dostępne są na stronie Livenatioon.pl
Frank Turner miał lepsze powody niż większość ludzi na świecie, by rozpocząć rok 2024 od punk- rockowego grania pełnego euforii. Tak właśnie zrobił wraz z pełnym kontrastów i żartobliwie zadziornym
utworem „No Thank You For The Music”, który ukazał się 28 grudnia z okazji jego 42.urodzin.
„Chodzi o to, że dobrze jest od czasu do czasu przypomnieć sobie, że bycie częścią kultury undergroundowej oznacza między innymi bycie niepopularnym” – wyjaśnia wesoło.
Rok 2024 jest rokiem przestępnym. Oznacza to, że jako muzyk, który cały czas jest w trasie i gra mniej więcej od 1998 roku, i który po tym, jak zaczął koncertować w wieku 16 lat, nie wrócił do domu przez dekadę – ma jeden dodatkowy dzień na zabawę i na granie. I wiesz, że go wykorzysta. Turner i jego zespół The Sleeping Souls objechali 50 stanów w 50 dni w ramach trasy FTHC.
„Cały cykl trasy koncertowej dla FTHC wiązał się z poczuciem odnowienia – wychodzenia z dołka, zarówno pod względem pandemii, jak i ponownego uświadomienia sobie, że to, co robię może być – a właściwie
powinno być – zabawą”.
Dołączenie nowego perkusisty, Calluma Greena wniosło powiew świeżości do zespołu. „Callum jest młodszy od reszty z nas”, mówi o składzie, w którym znajdują się również Ben Lloyd (gitara),
Tarrant Anderson (bas) i Matt Nasir (fortepian). „Jest fenomenalnie utalentowany i wnosi nową energię i entuzjazm podczas tournée. Nigdy wcześniej nie był w Ameryce, a podczas swojej pierwszej wizyty tam odwiedził 48 stanów. To całkiem nieźle! Jego entuzjazm przywrócił energię mi, reszcie zespołu i ekipie. Przypomniał nam, jakie mamy szczęście, że możemy robić to, co robimy i odwiedzać miejsca, do których jeździmy”.
Seria koncertów w sezonie 2022/23 przyniosła wyzwolenie i stymulację dla wszystkich członków zespołu. „Pojawiło się silne poczucie, że to co robimy jest niesamowite. Świetna zabawa. Naprawdę jest super.
Takie podejście ma inną energię”.
To sprawiło, że rok 2024 będzie rokiem Turnera. Artysta wyda swój dziesiąty album. Będzie to płyta, którą jak zwykle napisał sam – ale po raz pierwszy w karierze sam ją wyprodukował. Co więcej, nagrał ją w
swoim nowym domowym studiu w należącym do niego i jego żony domu na wyspie Mersea w Essex. I wreszcie, co najważniejsze, wraca do swoich korzeni i wydaje go jako w pełni niezależny artysta.
Po ćwierć wieku obecności w branży, tytuł tego szturmowego, 14-utworowego albumu mówi sam za siebie: Frank Turner jest „Undefeated”.
Oczyszczający, agitacyjno-punkowy protest, który z konieczności odnosi się do mentalnego i emocjonalnego upadku, czy to uwięzionych w domu dzieci w wieku szkolnym, czy też muzyków na scenie, którym odmówiono możliwości robienia tego, co kochali najbardziej.
Nonkonformista, pionier, punk-rockowy wojownik, który pracowałby 366 dni w roku, gdyby tylko mógł: zna tę walkę lepiej niż większość jego rówieśników. Ale to on jest niepokonanym Frankiem Turnerem, ma
42 lata i jest gotowy, by w 2024 roku znów to wszystko rozegrać