fot. mat. pras.
CNE nie należy do fanów serialu dokumentalnego „Cały ten rap”, tak przynajmniej można wywnioskować z jego komentarza na naszym facebookowym profilu. – Wróbelki ćwierkają, że platforma N stawiała swoje warunki co do młodego pokolenia, kto ma się pojawić, żeby się klikało. Do tego układy i układziki z wytwórniami, żeby dostać licencje i takie tam. Trzeba było też skrócić historię i dinozaurów z lat 90, żeby „nudy” nie było. Stąd myślę Modelki, dużo Bambi i Leosi itd. – stwierdził pod jednym z postów na profilu CGM-u artysta, dziennikarz i aktywista hiphopowy. Czy faktycznie tak jest? Twórcy serialu Netfliksa przekonują, że nie.
– Nie mam pojęcia, skąd to wziął. Może z ćwierkających wróbelków, bo to jedyne źródło – śmieje się w rozmowie z Marcinem Flintem Piotr Jasiński, producent „Całego tego rapu”. Po chwili poważnieje i wyjaśnia: – Nie ma tutaj żadnego ukłonu do majorsów, żadnego załatwiania licencji. Za wszystko płaciliśmy. Z tego z czego mogliśmy korzystać w ramach pozwalającego nam prawa, korzystaliśmy, bo dokument rządzi się trochę innymi prawami niż fabuła. Zabieg polegający na pokazaniu młodych i starszych uczestników sceny, był naturalny. Chodziło o dwa różne punkty widzenia.
„Cały ten rap” to podzielony na sześć odcinków serial dokumentalny, którego twórcy podjęli się trudnego zadania zobrazowania zjawiska pod tytułem „polski rap”. Już dziś o 20.00 zapraszamy Was do obejrzenia nowego odcinka Flintesencji, w którym producent Piotr Jasiński i reżyser Piotr Szubstarski opowiedzą o pracach nad serialem i ustosunkują się do zarzutów pojawiających się wokół dokumentu.